Judabisy

 

Pocałunek, boski ciąg na duszę. Z pocałunków składa się prawdopodobnie ludzkość. Spotykamy pocałunki zdrożone rajami i napowrotne z nieograniczoną odpowiedzialnością aniołów. Rządzi nimi metafizyka. Ludzka działalność pocałunkowa zawsze przejrzysta, zarówno dla aniołów, jak i nieaniołów.

Sławomir został wycałowany, ni z gruszki, ni z pietruszki przez Alfa, w dowodzie osobistym Alfons, nikt nikomu nie zabroni skracać nieprzyzwoitości. Sław poczuł się podle, nie tylko wycałowany znienacka, ale i obśliniony przez obrzydliwca, który okazywał mu zawsze pogardę. Na oko licznym bankiecie mogły zdarzyć się różne rzeczy, ale oślinienie Fonsiem/kolejna drobinka od Alfonsa/ Sławomira w ogóle nie wchodziło w rachubę z prawdopodobieństwem jeden do czternastu milionów – niczym w wyszarpie gier ulotnych. Pierwsza myśl Sławomira, zwanego przez przyjaciół Sławem, nadzwyczaj czysta: „co się stało, zapewne czegoś ode mnie potrzebuje”. Druga myśl może nieczysta, ale matematyczna, i o dziwo logistyczna: „jeśli w tym pocałunku jest jakiś stosunek dobra do zła, to w proporcjach jeden do dziewięćdziesięciu dziewięciu judaszów”.

Wymyśl wypiera myśl: lepsza, szersza, bardziej widnokrężna. Chmury myśli skutkują nie deszczowością, lecz potokiem potu, burzą pełną grzmotów piorunnych. Do trzech razy sztuka, rzecz odłożona. Z niełamańcem głowy poradził sobie internet. Google wyjaśniły zagadkę. Na stronie: www.sław.pl pierwsze miejsce zajmuje wypowiedź twórcy o pięknie prowincji: „prowincja jest wieczna, wieczność jest prowincją, w tle neutralia, nagle uderzenie pałą; na profilu urban legend, jakiś anonimowy internauta próbuje zniszczyć Sława przez dorobienie mu gęby mitomana: „Jego widać wszędzie, utwierdza otoczenie w byciu współczesnym Leonardem da Vinci, piątym wieszczem lubo geniuszem na piątkę w koronie. Sławomir jest Michałem Aniołem w żarciu i piciu na zagratisie. Będąc etnografem zajmuje się przesadnie rzeką Wartą z naukowego, ale także artystycznego punktu widzenia. Na szczęście, rzeka ta sama sobie korytem i płynem niewylewnym za kołnierz, czego nie powiemy o naszym quasiwieszczu i geniuszu honoris causa”. Fonsio nonstopem, nieco wtopnie, nieco błotnie okazywał zawsze Sławowi pogardę, nienawiść i drwinę. Organizował festiwale ostracyzmu, prezentacje wyższości intelektualnej i duchowej. Niezależną i oryginalną myśl posiadał na wyłączność dr Fonsio, chluba krajoznawcza, znawca wszystkiego, i niczego nie zaniedbujący w drodze do profesury z korytologii. W tym kontekście kiss dr Fonia posiadał cechy najwyższego szczytu, może nawet sznytu. Któż mógłby posądzić doktora o wielką perfidię. Nie wszyscy, jedynie dwóch posądzało Fonsia, ładniej Fonia o harmonijny kontakt z Mefistofelesem: on sam oraz Sław, któremu doktor zazdrościł wszystkiego; optymizmu, stoickiego sposobu bycia, sukcesów twórczych i uroku osobistego, docenianego wymiernie przez płeć piękną. Na bankietach rządowych, stołecznych, kulturalnych, biznesowych etc. Fonsio okazywał Sławowi nadzwyczajną uprzejmość, na imprezach prywatnych, domowych zaś ordynarną nienawiść. Alf-Fonsio kalkulował matematycznie, tłumiąc wyrzuty odśrodkowe. Od czasu wrzucenia obelgowego paszkwilu do internetu, przeciw Sławowi, Alf stał się człowiekiem bez skazy, bez najmniejszego zarzutu, nie licząc mefistofelesowego cyrografu schowanego w komorze. Niewiele da Sławowi odkrycie rafinerii Fonsia przypieczętowanej oślim oślinem. Jezus doświadczył oślinu policzkowego od Judasza. Ten historyczny fakt, powinien wzbudzić czujność wszystkich pozdrawianych z pocałunkiem. Judasz rzucił wprost pozdrowienie okazujące się wyrokiem. „Bądź pozdrowiony mistrzu” staje się równoważnikiem zdania: „stań się ukrzyżowany po mistrzowsku na wieczność”. Judasz bis, trafniej Judabis, okaże się bardziej wyrafinowanym od Judasza one. Śle osłem pogardy komunikat: śmierć fizyczna niczym w porównaniu z zejściem do podziemi ducha. Po zaaplikowanej obrzydliwości, nikt zapewne nie zechce stawiać na Sława talent i charyzmę. Judasz one nie docenił Jezusa, nie posiadał dostępu do wiedzy na temat jego boskości. Judabis, prześladowca Sławnego, docenił ofiarę i potraktował jako osobiste zagrożenie. Tu na ziemi toczy się wyścig szczurów, w tej konkurencji dr Alf-Fonsio postawił na siebie jako naczelnego gryzonia. Szekspir na takiego wysyła Hamleta uzbrojonego w białą broń. Sław jest bezradny, nie zabija, nie niszczy, tworzy. Siedzi nad brzegami Warty, robi ujęcia i portrety wodnistej drogi, wiele myśli o drogich portretach. Przypadek z paszkwilem potraktuje z miłością, pomodli się za oprawcę, i weźmie za dobrą monetę, ten jeden procent od pocałunku przemawiający za wstydem z własnego postępku, i niejako przeprosinami ofiary.

Judasz one, nosiciel apostolskiej kasy, zdradził Jezusa pod presją pieniędzy. Judabis nikogo nie zdradził, zawsze nienawidził, po prostu wzmocnił nienawiść do absurdu. Zacisnął krąg nienawiści, by wszyscy nienawidzili wszystkich z pogardą do kwadratu; za nieumiarkowanie w jedzeniu i piciu, za niewystarczliwy seks, za nadmierne wyobrażenie o własnych możliwościach, za marzydła, za szczudła duchowe, za intencjonalne dawanie każdemu w pysk, jeśli ośmieli się tylko krzywo na nas spojrzeć. Skandalio, Skandynawio w duchowej przyduszy, w czymżeś zawiniła, że prześladują i mordują twoje dzieci.

Judabis z sumieniem jednoprocentowym, niecały procent wstydu, blisko stuprocentowy zestaw bezczelności i arogancji. Judasz one sto procent wstydu, dlatego dalsze życie stałoby się dla niego koszmarem, na to nosiciel apostolskiej kasy nie mógł sobie pozwolić. Ambicja Judabisa posiada charakter negatywny, zniszczyć kogoś, kto przerasta go duchowo. Nie dopuszcza, by rzecz mogła zadziałać a reburs, zamiast zniszczyć człowieka, przysporzy mu sławy, wzmocni i rozświetli. W świecie obowiązuje nadal prawo przekory. Piłat nie pragnie wydać Jezusa, ale zostaje do tego przymuszony. Judabis pragnie, gdzieś w opłotkach świata, zniszczyć Bogu ducha winnego przyjaciela boskości. Opłotki świata staną jednak okoniem, nie pozwolą zniszczyć człowieka oddanego SŁOWU NICZYM BOGU. Wielki Internauta wyloguje z systemu nienawiści wszystkich, co sieją pogardę dla ludzi wierzących w potęgę słowa.

Judabis jako naczelny szczur demonstruje wyższość niewiary nad wszelką wierzyną. Sław zasłużył na pogardę ateistów; główne wytyki – modlitewność, uczęszcz dokościelny, duch ekumeniczny wobec wszystkich, nie wyłączając ateistów. Kochał ponad wszelką miarę kobiety, w istotach tych dzieje się coś boskiego. Judasza w spódnicy niełatwo znaleźć. Dowód, że płeć piękna najlepiej rozumie boskość, i Boga, a nawet mężczyznę jest odwieczności wytyczna; kochanego, jeśliś damą, nigdy nie zdradzaj. Z płcią brzydką w tym kontekście różnie bywa. Judabis powinien przywdziać spódnicę, będąc babą nie zdradziłby nikogo. Sław; zdrajców, paszkwilantów, duchowych dewiantów, wyrafinowanych szczurów łapiących się w pułapkę zastawioną w internecie, traktuje odtrutką boskiego słowa.

Jak długo Alf-Fonsio z upadłym aniołem wyrafinem triumfować będzie wokół ofiar niczym ćma przy ogniu. Na razie perfidia przydaje skrzydeł, odmładza odmłodziwem pomadła pogardy. Nie dojrzysz na jego ciele/dusza w zawieszeniu przez sąd doraźny/dwóch nieskończoności – 88 lat, nie widać nawet ośmiu, to nowonarodzone niemowlę, osesek przybożony do wieczności, nie powiemy z bożym palcem w ustach, bo to zawzięty ateusz z naczelnym piekielności za skórą. Przyszła ta dziecina, przyszła alfonsina dzięki pocałunkom judobaśniobiśnym, stricte judabisom, na świat dotąd w miarę czysty. Po nim tylko triumf, triumfizm, triumfiada. Wobec takich wypadków od ludzi idzie życzenie; pal licho w piekle.

Dla jednych triumfiada, dla innych obciachizm. Nie takie policzki znosił był już Sław. Ten niedoceniał, przeszedł już nie przez jedno współczesne piekło, zawsze dzięki nieludzkiemu wysiłkowi ducha potrafił uwolnić się od domorosłych czartów, nawet czarczartów z odnośnikiem do płci pięknej. Podobno w kosmosie seksu mamy też do czynienia z wydarzeniami wysoce niefortunnymi, łono kobietliwe niczym pułapka na szczury bierze w dyby męskość, jak z takim wichajstrem w miejscu wskazującym życie brać udział w wyścigu szczurów. Szczurzył się szczurzył ten najlepszy ze światów aż wanielił się w myśl o wieczności. Z tego punktu widzenia judabisy dla nikogo nieważne, na wadze wolności uwalniamy się od wszystkiego, stając wielkoludami słowa, ludożercami ducha, ludożerami Judaszowych pocałunków.

W 21. wieku, choćby wieczku, wieczoocznym ślepiowieczu, każdemu należy się setka. Sto lat, sto lat niech żyją nam Judasze pocałunków, przez które widać anioły niosące miłość z uśmiechem. Każdemu przynależy setunia, każdemu z pominięciem dr Fonia, złożył przecież cyrograf, poza tym razem z pierwszymi tchórzami świata zanieczyszczał powietrze. Ze wszystkim zgoda. Jednak przed morowym powietrzem można się schować, uciec do lasu. Egzystować wśród dzikich, ale uczciwych. Leśni stają się długożyjni, odpowiednio do wiecznin, piją co prawda więcej, ale serca ich potężniejsze. Nigdy nie złożą cyrografu na pergaminie duszy, nie podpiszą sympatycznym atramentem żadnego papieru na donos do współczesnych piekieł, jeśli tajni współpracownicy lub kontaktowo operacyjni, to jedynie w boskiej służbie artystycznego słowa. Bez nieumiarkowania w żarciu, w świńskich żartach czy niewylewaniu za kołnierz pomyjnych alkoholi. Jedynie herbatka czyni cuda, pita z nieumiarem podnosi organizm i jego organy na duchu, na Bogu ducha winnym człowieczku, w którym  przenośny przeduch. Wielka Brytania przyjęła herbatnictwo z całym dobrodziejstwem inwentarza do tego stopnia, że nie rozwinęła sztuki kulinarnej, zadowalając się ubóstwem jadalniczym. Stawiają więc na czarnego konia wiecznego napoju, wiecznej miłości do dobrego smaku. W kontekście nawet tej używki fonsizm nie dysponuje żadnymi szansami na sukces, choćby medialny, niechby internetowy. Oszkalowani dzisiaj, mogą jutro stać się idolami. Czy Fonsio-Alf z doktoratem Wyższej Szkoły Korytologii, nie zdawał sobie do końca sprawy, robiąc komuś świństwo – w faustycznym sensie – odmłodzi ciało, ale zaprzepaści duszę.

Co zostanie z Fonsia, Bis Fausta, poza anonimowym zapisem w internecie, może jakiś żarcik, podtekst, aluzja do nieskończoności, odraza do ludzi wierzących w boskie słowo bardziej niż w ludzkie pokrętła i machiny oblężnicze polityki.

W każdej sprawie wielce pomocny, znawca boskości, Leonardo da Vinci. Analizując problem zawiści, mówi o masce pięknego pozoru na twarzy. Pocałunek, jakim został dotknięty do żywego Sław, to taka maseczka, odlew gipsowy na twarz, mający zadusić wszelkie podejrzenia. Zasłona dymna widoczna jedynie z nieba.

 

 

 

INDEKS    |    BIOGRAFIA    |    POEZJA    |    TEKSTY    |    FOTO    |    NAGRODY    |    KONTAKT    |    LINKI


Copyright © Henryk Wolniak-Zbożydarzyc, 2005-2013