Dorota Heck
Wyrazy pokrewne
Zageniuszki
- Posłowie
Wiersze w
książce Zageniuszki są rozrachunkiem z kończącym się, gdy
powstawały, XX wiekiem i z życiem ostatnich roczników, które jeszcze
pamiętają drugą wojnę światową. Traumatyczne wspomnienia z
dzieciństwa w okresie okupacji przeplatają się więc z krytyczną
oceną cywilizacji konsumpcyjnej, blichtru i życia na kredyt, za
którymi skrywają się wstydliwie prawda o istnieniu obszarów ubóstwa
i ewentualność bezrobocia, bezdomności, upokorzeń, poniewierki. O biedzie materialnej pisywali w ostatnim dwudziestoleciu młodzi poeci
z Akademii Ekonomicznej, ale okazuje się, że również starsza
generacja twórców potrafi zdobyć się na wrażliwość wobec kontrastów
społecznych naszych czasów. Ważne jest pamiętać i szanować starą
zasadę: Res sacra miser. Henryk Wolniak słusznie pisze:
„Znajdujący się na dnie / to nie śmieci / cierpliwi wydrapywacze z
dna / do dni sprzed denności” (s. 28).
Rzeczownik „zageniuszki”
kojarzy się internaucie z aforyzmami, które Henryk Wolniak
opublikował na swojej stronie. Tymczasem książka poetycka pod
tym samym tytułem zawiera interesująco ilustrowane wiersze, które
zaskakują zarówno kogoś, kto spodziewałby się po tomie aforystyki,
jak i stałych czytelników Wolniaka, przyzwyczajonych do przewagi
neologizmów w idiolekcie poety. Wprawdzie wiele jest w
Zageniuszkach neologizmów zestawianych ze sobą na zasadzie
generowania rodziny wyrazów pokrewnych, ale nie jest to budowanie
całej koncepcji wiersza na zestawieniu nowych wyrazów, jak przed
wojną czynił futurysta, Stanisław Młodożeniec, np. w utworze
futurobnia.
Słowa pokrewne
w Zageniuszkach są wynikiem indywidualnej kreacji poetycznej
w przeciwieństwie do wyrazów pokrewnych (np. matka, matczyny,
matkować) w polszczyźnie ogólnej. Powazny akcent spoczywa na u
Wolniaka na motywach sacrum, duchowych, eschatologicznych, np.
„ludzie chodzą w odpornych na / Boga ciałach / odpornobodzy leżymy /
śnięte ryby / przed jazem / właz na wieczność / otwierającym” (s.
30). Wiersz Księga potopu (znak Odry I) zawiera rzeczywisty
obraz z powodzi 1997, która niszczyła m.in. cmentarze: „przy
wypływających trumnach / w strumieniach strumnieją / Biblii
otworzone na stronach potopu / żywych mieszając z martwymi” (s. 19).
Sprawy ostateczne to klucz do tej poezji.
Ale istotnym
rysem tomu okazuje się humor. Krótki, pięciowersowy wiersz
Równoduszki brzmi: „W zageniuszkach pod ziemią niewypały / do
boskiej szkoły trafiają anioły / w zageniuszkach każdy zageniuszem /
od dziecka obchodzi zageniuszki / wśród swoich równoduszki wśród
duchów” (s. 33). Humorystycznie rozwija się myśl w Metafizycznych
zageniuszkach: „Coraz mniej zębów w jamie / [...] / żyć się chce
panie / ale bez miłości / trudno otworzyć usta” (s. 36).
Autoironiczny, sarkastyczny żart z zawoalowaną
odległą aluzją do Hymnu o miłości św. Pawła nie powinien nas
zwieść. Zageniuszki nie należą do poezji autotematycznej,
choćby chwilami przypominały aforyzm z cyklu Wolniły i
Zageniuszki: „Nie trać siebie z własnego pola widzenia”. W
tomiku zwracają uwagę trafne, przenikliwe, nadal aktualne, choć
dawno sformułowane diagnozy smutnego położenia naszej, tzn.
usytuowanej między Bugiem a Odrą, wspólnoty politycznej: „Błazen na
scenie błazen w fotelu” (s. 47), a „kłamstwo staje / na piedestale
państwa / czyniąc z państwa kłamstwa / kłamstwo państwa” (s. 18).
Kogo tu zabrakło, by donośnym głosem powiedzieć prawdę? Poeta zdaje
się odpowiadać na to pytanie, kreując bohatera lirycznego – Boga,
który solidaryzuje się z cierpiącymi. Mówi on: „z idącymi na Sybir
szedł mój sybirski anioł / z ginącymi w Katyniu ginął mój Syn / do
głodowego bunkra za pozornie przegranego / poszedł mój najlepszy
człowiek” (s. 17). Doskonale ujmują treści skazane na przemilczenie
pierwszy i ostatni wers utworu zatytułowanego Między wersami:
„Nie obchodzi nikogo co powiedział / [...] / między wersami
historii” (s. 47).
Spójność
książki gwarantuje nie tylko przemyślana kompozycja, lecz także
powtarzający się neologizm „zageniuszki”. Tytułowe „zageniuszki” to
wyimaginowane jednostki miary inwencji, jak jednostki miary w fizyce
chemii, matematyce. Dla współczesnego poety, zgodnie z nową
konsyliencyjną teorią nauki, wiedza jest całością. Terminologia
matematyczna (liczby urojone) sąsiaduje z przejawami wyobraźni
poetyckiej i z twórczym przeobrażaniem frazeologii polszczyzny, np.
„obchodzimy urodziny duchowości [...] nie potrafimy zliczyć do
trzech / ani ziemi ani nieba usamotrzecić” (s. 25). Zarazem – jak
zaznacza jeden ze znawców poezji Wolniaka, Jerzy Żurko – jeśli
obserwujemy w programie poetyckim autora Zageniuszków
mesjanizm, to możemy poszukiwać w nim wspólnych cech z założeniami
myśli filozoficznej Józefa Hoene-Wrońskiego – mesjanisty i
matematyka w jednej osobie.
Znacząca
wydaje się na tle wielu dedykacji ta dla Jacka Łukasiewicza –
krytyka literackiego z pokolenia ’56, który nigdy nie przejawiał
koniunkturalizmu, będąc wzorem powściągliwości i niezależności.
Dedykacja pojawiła się przy wierszu Gra o wieczność, do
którego powraca eschatologiczny motyw prochu (tytułowy w znakomitym
tomie z 1972 roku; za tę książkę Wolniak otrzymał Nagrodę im.
Tadeusza Peipera). W najnowszej, o wysmakowanej szacie edytorskiej,
książce poetyckiej Jacka Łukasiewicza właśnie znajdują się kluczowe
w podsumowaniach życiowych dokonań artystycznych pytania: „Co ja z tym życiem zrobiłem? / Co? / To co jest ważne ukryłem / to co jest
bliskie wtopiłem / w tło” (J. Łukasiewicz, Stojąca na ruinie,
Wrocław 2011, s. 7). Losem pokoleń żyjących w warunkach – hmmm –
skrupulatnie dozowanej wolności słowa było (a pewnie i jest)
ukrywanie wszystkiego, co najważniejsze. Przemycanie lub nawet tylko
przechowywanie depozytu prawdy zamiast jej głoszenia. Czy przemyt
„książek zbójeckich” się powiedzie? Czy nie zabraknie odbiorców
skrywanych w głębi, jak pod skorupą zastygłej lawy, tajemnic?
Wolno się
obawiać o przyszłość odbioru erudycyjnej poezji, jeśli szeroką
edukację humanistyczną zastąpi się pragmatycznym kształceniem
techniczno-ekonomicznym. Cała nadzieja w tym, że na przekór
homogenizacji kultury pojawią się emanujące na zewnątrz enklawy
wiedzy o tradycji literackiej i w ogóle – o kulturze wysokiej. Gdyby
(czego sobie nie życzę!) zamieniono uniwersytety w szkoły zawodowe,
może domy kultury, kawiarnie, księgarnie lub salki parafialne
zamienią się w akademie sztuk wyzwolonych. Kiedy już nikt nie będzie
studiował filologii, teologii ani historii sztuki, wtedy magister od
„stylizacji paznokci” lub kosmetologii w ramach wypoczynku dowie
się, co znaczy „usamotrzecić”. A przecież jutro jest nieznane, dziś
natomiast jeszcze żyją ci, którzy czynią rzeczy niepraktyczne:
pielgrzymują do sanktuariów św. Anny Samotrzeciej, czytają, myślą.
Dopóki ocaleje choć jeden czytelnik skłonny z własnej inicjatywy się
czegoś dowiadywać, nieposłuszny i niepokorny, dopóty będą „Na
wieczności wadze / zageniuszki / języczkiem uwagi” (s. 32).
Dorota Heck
dr hab. prof. UWr
Dorota Heck,
2012
|