| |
Wieczniny, 2013
I. Wolniły
Wolnił I
bezmarzenia mlecznodrogie prawobożą
zmarniałkiem nie zmarnuj niczego do końca nie dokończy marności poprochami rozprosz świata powiewy na wieczności powiew nawiecznij wolności
Wolnił II
czystych na duchu duchoczystym łowisłowem z potoni wypieści słowik odwieczniając wieczność melodią ciągnących wolność za miecze po drodze mlecznej do raju
Wolnił III
piekielnina uderza w czoło ducha dysząc piekielnością
wyciągamy wolność z podziemi wywodzimy z wiecznin
najbardziej wolnym wręcz przezroczystym wolniłem łza wolnostojąca ocierana po twarzy cierni pamięć zwolniona od dostaw ducha do współczesnych piekieł pod gołym niebem zagołoniebi gołębia zaobrączkowanego w raju przydrzewiną wiarygodnych wiadomości
II. Poszczęśliwiec
Wolnił IV
ze szczęścia rodzą się szczęściarze z nieszczęścia nieszczęśnicy nieszczęśnikami wybrukowane piekła wypieklone bruki szczęście opuszcza ludzi znienacka podczas snu wyśliźnie wyśninnie podczas jawy wyjawem wyjawni podczas szczęścia szczęście zabłąkane bez celu mokradłami twarzy tworzy odpust szczęścioboży mylinami pomylin myli cudze z prywatną własnością bogów bierze porzucone pod płotem z krzykiem nowonarodzonym z powyciem nowozaszczęśnionym
Wolnił V
ja nosiciel światła od światłonośnego słowa do słowonośnego świata zrodzony na drodze mlecznej w gwiazdozbiorze łez w łezbiorze gwiazd nie wypieram się niczego co płynie twarzą w twarz tworząc łzotwarze twarzołzawne do raju nie wybieram nic z niczego niczego z nicości uczę się od Boga odbogami sztuki przedłużania życia do nieskończoności zbożem w zbożnym posiewie słowem w słownym słowiewie drogomleczni światło drogomleczny pod drzwiami czek na ludzki gest głodu boskości głodoboży kamień zmiękczony przed wniebowzięciną słowa
Wolnił VI
miłujmy rajowniczego człowieka bogorajami rozliczeni wiecznością pomagajmy wszystkim w płaczach najlepszych środkach płatniczych na odbrud brudniczych dusz
Wolnił VII
trwa ogień trwanicą w popiele garściprochem możliwości
pod gołym niebem na nic gwiazdy gwiazdonie mlecznej drogi nie naczynią głodu Boga głodobogami toczone tłumy łez w łez tłumie spotykalnia czarnych owiec
Wolnił VIII
ewiczyce zawężone baby na wynos z raju zadrzewini szaleństwo anielicznym dosypem popiołu do mlecznej drogi popielec na przylepiec ziemi do nieba piórami anieliady
Wolnił IX
człowicz wystrojne światy bożowiłami słowa lasowierzchowce ściółek rozściel na mlecznej drodze dla rozkochanych w życiu wszystkimi porami wiecznin wieczorozściel porostami doraźne porosy Wiecznin
Wolnił X
pierwsze brzask świtowije zakamarki wieczności wieczniarki wymartwień na amen
pobrzaśnienie drugie załzinicą po pysku psie życie zawyje bezpańską łzą po życiu bogowyjem za boskim żniwem skrzydeł uskrzydleniem zawiatraczonych wiecznin polnych aniołów
III. WIELKOŚCI
Okienko Boga
czarno godzino rozjaśnij dzień Okienko Boga rozjaśninami stajni aniołów
w godzinach niejasnych zaciskaj zęby na samą myśl o natarciu mlecznej drogi rajami ożywionych godzin na żywozwiecznienie kieruj skrzydlatego konia do boskich obór na podkucie gubionych podków na szczęście na rozjaśnienie gwiazd u bram raju kołacz w samo okienko Boga
Niepogardzinki
pozłotną tarczę odbieraj niczym wielką rozpaloną nad światem łzę słońcem nie pogardzaj cieniów ze złocieniami nie poniżaj ani słowem ani milczeniem ani życiem ani niezyciem - żyć nie umierać - hasło pogardzanych niepogarda wąskim gardłem między ziemią a zwężonym niebem niepogardzinki chodzą mlecznymi drogami ufne w hojność panabożą stają mlecznoostoją na drodze do raju
Zabylobytami
kiedy opuszczą ludzie pozostanie Bóg cień opuści się w ziemię na prawdziwe zapusty
kiedy zbiegną wszyscy do radości nie rozdrapią jej w mig nie opuści Bóg opuszczony przez wszystkich
kiedy spojrzeć na niego łza zakręci zakrętołezem pocznie rozpuszczać wieści o rajach
ziemia na odziemne stanie do walki na słowa słowoliczem zawolnosłowi podniesie do słońca odcień na stopy do raju na raj nabierze ducha duchonarajem żyć nie umierać w tym najlepszym świecie być zbytkiem w bycie bylebytem na mlecznej drodze ssać mlecze z załłłąkliwia ziemię z mieczów topornych zakopanych głęboko
Leśnoboże
liczy polas leśnych śnień omszałych kor do przetrwań leśnobozych z przetrwalni bogoleśnej wyjdź z głodrm Boga zawyj nad dzikim światem dzikowyjem leśnobogiem
Licholich I z dostojnością
stojąc pod gołym niebem dostał wiele od nieposiadających niczego i nic od posiadających wiele stał na drodze znikąd do zniku bosymi stopami ratunku nie wystał wyśmiany wyśmiewaczami stoi{cy}zmu stąpa pomilczem zamilka postopem chodzi zasłownie słowi chłodniczo kurzawą miotłomiotną wymieciono lichego na licho wodzichlebne na połyk połykolichości całe królestwo postawi na stół na stole bez okrucha kruszy się status licholicha całe królestwo stawi na łoże aż do zabeznasiennienia siennika nic nie doloży do wieczności wśród sprzętów i rzeczy dostojny nie dowieczni dołożem byliny z wiecznin nic nie miało to złoże oprócz miłomiału miałomiłem nie będzie z miłości myli się co chwilę chwili wyparem na pomleczne drogi stamtąd stopędem świeci i świeci w ciemności igliwodziwem
Licholich II
wszystko dzwoni sercolichem licholich bezgroszny rzuca grochem na cztery strony świata galopuje na pierwsze świtamie niczym polny konik ze stajni przeżycia wiecznin
Licholich III
w ogrodzie poetów grunt bagnisty Bóg zlepia człowieka na podmokliwej łezłoodzi w łezołozinie rozbożony rozmaryn marzeniami o raju o śpiewie wodniczek wodzących na pokuszenie rozkołysem w torfowinie zmysłów
poeta trzcina podłamliwa na wietrze podwietrzniona przez wieczność wieczni w bagnie muzy rosiczki wysysające krew z owada jednym skrzydłem w zawadzie o niebo drugim o czerwony podlistek do zapisania wieczności miarojednią anioła bielinka
poetę z moczydeł ratuje borówka pijanica przenosząc na ucztę w wiecznym mieście mchu
na polanie wśród rozmarynów rozmarynia szuwarami chamadafne królowa uroczysk po słowie z gąbczastym listkiem przechowuje wizję pierwszego krzyku człowieka na widok trzęsawisk do ulepienia życia z niczego z licholichej ziemi rosiczkami wysysane z dna słowa na poczęcie poety poetycznienie korowodu koromysłami wieńców
Bożodziwina
w życiu mało miłości w miłości życia niewiele w wąskim gardle ziemi i nieba gardzi się wszystkim od kołyski do grobu
pogardzani ustają w pogardzie gardło daliby za cień pogardy zwrócony wężowi przy drzewie bożodziwów
Słoworazy
trzymać się życia za wszelką cenę cenić zarówno życie nie do życia jak i niedosycie samo w samym życiu bez drugiej strony ‒ raczej struny do grania kantyczek na ostatnich strunidłach żył na cześć życiowijów
cokolwiek stanie na mlecznej drodze oprócz ducha duchoopróczem stanieje cena płaczna od słowa raz się wsłowi słoworazem w żebra raz się wmilczy milczozarazą w przeżebrańca
raz słowo milczy raz milczenie słowi raz życie nie do życia raz niedosycie nie raczy przeżyć jednego dnia jednodniejem przędąc od nędzy do nędzy ludzką przędzę na anioła do zatrzymania życia na chwilę wieczności na wieczninę chwilości wieczniącą się w powieczni
Z Głębinkiem
głęboko wierzy w głębię gnębiony przez wszystkich osiąga status Głębinka wyszydzony przez świat chroni wszystko przed wyszywek największy wysztdek wśród szydzonych głęboko wierzy w ziemię w grę o nią wszystkimi ziemioodgromami odpadoglebami od księżyca księżycami uciekającymi od ziemi na mleczne drogi ssąc z gruntu ostatnie soki z żeber poranną modlitwę o dobre zbiory słów przeżebrowane spod drzew wiadomości sprawdziwionych
głęboko wierzy w raje lepiej tu lepić tuje niż podgryzać owoce z gałęzi drzewa do wyżródlania słów na wieczność wieczności
głęboko wierzy w słowo całą słowogłębią gnębiony przez sylabizatory daje słowo o niegnębieniu nikogo z niegnębienia zrodzony czyściec ziemi ziemia czysta przenoszona do raju na odczyt wieczysty odczyst prochu z piołunoojczyzn
ojcoprochy na Boga na odbóg słów na słowo od Boga do Boga odbogami rodzimy się na nowo do wędrowania mlecznymi drogami po mieczach mlecznymi mieczami po kądzieli przędzącej z krwi czerwień studzienną na studnię do zgłębiania niewyczerpalnej głębi źródła
Głodomigi
nie czekaj wszystko wyczekane nie goń wygonionego nie wganiaj w pogoń świtu nie dano nic oprócz głodu z głodooczkiem głodoczłeczek człeczący poczworem głodzi po ludzku łudzi po bosku
czekogłody dogodne w mig głodomigiem zamiga stolik do nakryć na zimno ostatniej wieczerzy
Śniewina
losośnień chwyta w ramiona co daje los dalolosem raz los da łez co niemiara raz miarę akurat na łez
chwyta losośnień w ramiona co ma do chwytu raz chwyci sam chwyt samochwytem raz zachwyci się Bogiem raz chwytobogiem da się pochwycić przez Boga
trzyma losośnień dosłownie mleczną drogę chłepcąc krople prosto ze źródła rozźródlając słowa po spragnionych ustach
Żywojesty
odwróceni od nieżycia żywojestem nanizujemy łzy na kolce płotożywne raju gdzie trudno odróżnić anioła od kwiatu kwiat odanielić na Boga majami w kielichu zarosić czarną godzinę
Bylepowiewek
życie niewiele radościorosi zbywa za bezcen wpółniebiesienie bylepowiewek nie ma nic do powiewu mówi półgębkiem milczy półmilczkiem w połowie rad w połowie nierad z dwuznacznej drogi mlecznej prowadzącej przez manowce do nikąd przez znikądy ni stąd ni zowąd do raju wystawionego dla stron ubiegających się o przetrwanie wieczności
bylepowiewek w wieczności czuje u Pana Boga zapiecek wieczni półsłowa półsłowi wieczności na prawdziwe słowo z powiewu wolno stojących cieni wjaskinionych w słońce
Przedboża
w poezji w logosie w przedbożach lepimy pojemniczość na ciecz na święto łzy z odsłonięciem pomnika ulotnej kroli wykutej w kamieniu michałem aniołem w granicie niebianin wygląda niczym człowiek po pierwszych w raju wygoninach za bramę zawygoniły polne drogi zadrożyły pola odpotem zawyły gardła rozszarpywane przezroczystymi na wylot sukami
nie świeci lepią łzy lecz łza czyni świętych podczas przepływu po mlecznej drodze w tą i z powrotem nie napotyka oporu materii nieoporu ducha przezroczystego niczym światło z oka Boga widzące wszystko na wprost i na opak
w zgranej kwaterze raju anioł się zabieli biel zaanieli śródbogami przemknie na drugą stronę struny melodia przegranych kantyczek na cześć Bożości wsłuchanej w pieśń raju z gardeł słowiczych pełnych słów zamilczonych wiecznością
IV. WIECZNIŁY
Wiecznina
Wiecznił I
na łące wieczni polna lilia wieczności ubezpiecza wieczniłami ostrożen błotnisty błotnistą ostrożność krwi w czerwieni studziennej zalegającej studnię bez dna życie na aniel z piórami
łąka wieczni przytulię bagienną świetny materiał na poulep człowieka zrodzonego do raju
na łące raju na rainie łącznej największy bogoopór wśród piór pióropusz bogooporów wydziera z pnia bogotopór na zmartwychwstanie na chwilę wieczności na wieczninę chwilowo niedostępną na stałe
Wiecznił II
wieczność na bogozwiadach dowiecznia pierwsze świtanie na drugie wylew płatopłakań z padołu płaconego z góry
z pierwszym padołkiem pada na twarz zaocznia słowa zjawiona na pierwsze otwarcie jamy bogowią o tym ptaki niebieskie pióra uniesione do nieba przepierzają strony do snu na przebudzenie śnieninami śnirajów chybilny
Wiecznił III
niepiśmienny poeta ślepy los zwany wielkim pisarzem zapis świata krzyżykami postawionymi gdzie popadnie chybilny to poeta nigdy nie puka w okienko Pana Boga ani do drzwi pustelnika nie ma dobrego słowa dla poniżonych dobrego gustu kopie po krzyżu krzyżopokopem świerczyigliwo bierze w dwa ognie do przybicia słowa na wieczność na miarę golgotną
od jutrzni słowa wyjutrzniny nad domem chleba z głodem zagłodoboży zagłodożerczy na wieczność głodożerców wywiecznina na chleb pochlebi poetom żyjącym o chlebie i wodzie chlebem aniołów aniołami z chleba zrobionymi w celi do przetrwania Wieczności
Wiecznił IV
wszystko do bycia wszystkim zmierzy anioł miarą ulotnego pióra zakreśli bycie nie mienie
od znikąd do zniku zniknie wszelki znak zapytania o wycie na ziemi o ziemię do wycia wyzgrzytywania pogardy w wąski gardle pokoleń odwieczni wieczność do każdego wieku doda świętowiek wiekoświetlny zastyg gwiazd rozjaśnię pierwszego zaświta za słowem boskim człowieczy ciągnie zaciąg
Wiecznił V
przejrzyj wszystko na wylot rozwiecznij sylaby wylotami piór na Eden
przelotnie miłuj słowo słowicz miłość na ostatnich strunach żył wyśpiewaj niebo z aniołami do ostatniego skrzydła przez polną aniel zbóż w zaposzumie źdźbeł bytu zaigli nić zszywająca niebo i ziemię w nierozerwalny węzeł
Wiecznił VI
noce przesyp perłami dróg mlecznych nie zasypiaj przy wiecznej lampce duszy prześniewem tęsknoty wyślij w niebo szalone pocałunki dni przetocz prawieżami świtów na poranne zorza boski napój na szczęście herbata zaparzona saszetką słońca
Wiecznił VII
blisko ziemi zapach macierzanki koczujący lęk poniżonych macierzą słowa ojcierzą milczenia przenikliwienie bólu na wylot zlatujących stron do raju na zaowocowanie zakazanych na padole marzeń
Wiecznił VIII
w porywie wieczni wyiskrza iskry Boze krzyzorozdroża z pierwszym świtaniem wodzenie za niebem żywym różańcem Matki Boskiej Płaczącej Na kamieniach
zmiękliwa skała z łez odciska stopy na strazy słowa niezbłądziwienie mlecznej drogi trafiło w splot słoneczny rajem
ogień prawy anioł stróż popiół anioł lewy spopielony prochobożyc zmienia życiodziwy na bezdrożoboża niczym czworonogi prowadzące psie zycie ze smyczą aniołopiórem zawyjemy za rajem
Wiecznił IX
w pustce zaskrzypi sumienie świata marnotrawne węże strawią grzechy pełzające po oplotach raju wyplotą ciszę na wielki wybuch zaświata
Wiecznił X
dzielni bezbronnością łzawic dzielonych na czworo czworowyciem naszarp marzeń na niepodumieraje przed słowowijem naszych słów waszych milczeń po zażyciu życia po życiu zażywnym z rajem pierwszych rodziców zmierzają na ziemię łzawin na zmiękczenie doBożych powrotów Boży wszyscy Bożowszystkim Bożobożymy wieczniny na poryw słowa na krzyż
Wiecznił XI
na miłość Boską miłość prochu wierzącego w zmartwychwstanie z wszystkich kosmosów na stacji mlecznej drogi bywają w samą porę rosiczkami wysysającymi ducha z trzciny podłamanej
Wiecznił XII
płacz nie pomaga na wszystko odkąd wiewszystek ustał z płaczem nikt nie zostanie poniżony nie poniży nikogo żadnym poniżem nie przysporzy różnic w białych różach odjętych od powiek nie do odjęcia ani do dodania nic nie ma nic do powiedzenia z wyjątkiem wycia na mlecznej drodze budząc wieczności wieczniąc sny i przebudzenia w samą porę raju
Wiecznił XIII
przetrwa światonoś słowa słowicią wszelką pospolite rzeczy przewieczni na odrodzi prochy codzienności miecz z pierwszej ręki w wieczyste nieuzytkowanie ścian płaczu
Wiecznił XIV
życie słowo zerwane z łańcucha załańcuszenie kół wielkiego wozu rozwiezienie ducha po mlecznej drodze wypicie duszkiem życia do dna do dnia trzeciego trzy razy sztuka stuka w nieboskłon wystarczy jedno pióro słowo jedno pisane na piasku porwane ziarnko w wieczność z szumiącej na wietrze wieczniny
Uwieczniły
dzieci wiedzą o aniołach wszystko kto rangę uskrzydlenną osiąga widzą kruczobiałe anioły w mozaice granatu słów witającego światła zamigają zwiastunami piór niczym Boże dzieci nie posiadają niczego poza dotykiem aniołów zwabionych łaknieniem piękna
| |
INDEKS
|
BIOGRAFIA
|
POEZJA
|
TEKSTY
|
FOTO
|
NAGRODY
|
JUBILEUSZ
|
KONTAKT
|
LINKI
|