| |
Zageniuszki
Kochanej córce Agnieszce wznoszę zageniuszek na cześć ujawnionych talentów Autor
Zageniuszki, to
Obrzęd wokół słowa i słowo wokół obrzędu. Miejscowość na kresach wschodnich i zachodnich. Wnętrze człowieka bezkresne. Toast na cześć boskości, talentu w porywie geniuszu. Naczynie, którym wznosimy toast. Chodzenie za geniuszami czy muzami (sens starożytny) – za aniołami (sens współczesny). Gniazdo istot zrywających się do lotu. Duchy zaganiane najczęściej do rajów, niekiedy na odwrót – wyganiane. Wartości najwyższe, takie jak miłość, wolność, wieczność. Miara poetycka (jeden zageniuszek to punkt wyjścia do geniuszu). Wielkość człowieka mierzymy w zageniuszkach. To pomiar na miarę wieczności.
Obrzęd
Dzisiaj w Zageniuszkach obchodzone zageniuszki z chodzonym od zageniuszka do zageniuszka poświęćmy czas poświęćmy brak czasu poświęćmy miłość zaganianą do rajów poświęćmy brak miłości poświęćmy wolność składaną na krzyż poświęćmy wszystkie progi przez które do wieczności przechodzi człowiek bez opamiętania prochu co tu opamiętywać opamiętajcie się ludzie pamięć zawodzi powódź zalewa temperatura spada do poziomu sybirnego jak w takim zimnie zachować ciepło gniazd dopiero co opierzonych zageniuszków krążących wokół mlecznych dróg bez kropli krwi zostawionej w ojczyźnie jak w takim zimnie zachować w przedsionkach stoliczek nakryty białym obrusem na przyjęcie opłatka
Jak w takim zimnie narodzić się w stajence wśród zwierząt obytych z cudami pogański pegaz porusza się niepewnie homo animalis nadciąga stadnie do starcia transcendencji na proch jak w takiej zimnocie uciec spod ostrza lodowego miecza nie zostawiając kropli krwi na śniegu powracając do jaskini lwa na pełne pożarcie jak w takim pożeraniu człowieka przez człowieka zachować choć jeden zageniuszek nadziei na starość choć jedną starość na miłość choć jedną miłość na miłość boską
Wybożenie
Na progu oczka wieku okowieczni kropla przejrzystym półbogiem stanie ludzkość bezradna bez ludzi staną ludzie nieludzko bezradni zaplątani w tańcu świętego Wita w gronie witających niezawodni zawodowi powitacze wiją ukłony układają wici na progu wiciowiecznym wieku na wieczni progowej stoi się bezgłośnie bezgłośni stoicko jak u Pana Boga za piecem upanaboży się miłość umiłości w panabożach wręcz w panabożycach zapanoboży bożopoetopotopek iskier bożych wybożone wybożem niebożątko nieboże
Przelot
Ustawić stolik do nakryć podgołoniebnych podgołoniebnić wszelkie ustawy zarobić kilka groszy na chleb z łez nie szukać równowagi dla ducha duchorówni dla dnia przelatującego przez drogomleczne zmroki do zmroczonośnych gwiazd przechodzących na dożywocie w raju na bożopoetopotopkowanie iskier bożych przelatujących tęczami po kroplach powieczności
Wiekło
W końcu XX wieku wstyd przyznać się do bycia człowiekiem Bóg długo długobogami długoboży z człowiekiem o człowieku wygrzesznym wygrzeszu w końcu być szkieletem mydłem bezimiennym prochem nie przynosi ujmy hańbionym lecz hańbiącym z idącymi na Sybir szedł mój sybirski anioł z ginącymi w Katyniu ginął mój Syn do głodowego bunkra za pozornie przegranego poszedł mój najlepszy człowiek nie wstydzący się być istotą wybraną przez Boga
Fotel
K nie lubi życia bo życie kłamie a kłamstwo żyje
Życie nie lubi K bo K kłamie a kłamstwo staje na piedestale państwa czyniąc z państwa kłamstwa kłamstwo państwa w bujanym fotelu demokratokrążnych demokratokrążców
25.07.1997
Księga potopu (znak Odry I)
Nie ma nic – rzecze Panu Bogu nieubezpieczony człowiek siedzący bezradnie na zalanej ziemi jak Hiob na tratwie gnoju odpływa w bezdomność ojczyzna w dorzeczach łzawi twarz ziemi serce miast osiedli strach przy wypływających trumnach w strumieniach strumnieją Biblie otworzone na stronach potopu żywych mieszając z martwymi pod zieloną gałązką w dziobie widnokręgu po omacku szuka się między wzburzonymi lustrami powodzi oddechu suchego lądu
07.1997
Złota Księga
Słoneczko wychodzi na przepustkę przepuszcza ład duszy dusz ładu ładoduszny Słoneczko z ciepłym stosunkiem do ziemi nie spisuje człowieka na straty wręcz przeciwnie ceni każdy cień nawet cień cienia dorobi się indeksu w złotej księdze pragnień wieczności
Człowiecznia (Znak Odry II)
Dzień zapowiada się dobrze jasnością logicznością dostępnością dla wszystkich dni na ogół bywają dobroduszne noce dobroduszniejsze w marzeniach o wieczności odbywa się wiecznienie marzeń dzień przynosi w dziobie zieloną gałązkę wije gniazdo dla wylęgu wolności uwalnia od gniewu przy zaciąganiu nici Ariadny na szyjce macicznej widnokręgu
Dzień zapowiada się nieźle ciemnością alogicznością dostępnością dla idących boskimi śladami na górę Synaj
Dzień zapowiada powódź między lustrami potopu słowa słońca otulają ziemię przynosząc martwym i żywym pokój w otulinie słowa litera i duch na dźwięk boskiej kropli tulą się do siebie
Boski napój
Zabawmy się w kotka i myszkę ja będę kocurem spadającym zawsze na cztery łapy wieczności ty domową myszką przygotowującą boski napój o godzinie siedemnastej czasu boskiego czas nabiera rumieńców nad naszą przyziemnością tęczą się iskierki w przestrzeni dwu klatek gotowe w miłość popaść lub wyrwać się z miłości
Gniazda
Przyjąć świat z ptaszarni niebieskich ptaków co rusz ruszających piórami do Boga dobogami do gniazd zagnieżdżonych we łzach
Dwudziestowieczność
W kraju wolności ankieta na temat XX wieku wypadła niepomyślnie nie znaleziono odrobiny ciepła na wiek bólu aż do kości chowanych od niechcenia życia do cienistości wiek śmierci idący po trupach do władzy po władzy choćby potop po potopie arka nie osiada na mieliźnie w wieku ogni błyszczących w oczodołach piekła dla elit Syberie dla ludu opuszczanego na dno przez opatrzność
XX wiek papieru ściernego z możliwością zamiany na toaletowy w wielkiej odbytnicy świata XX wiek da się polubić na żywo na martwo też do przyjęcia w swoim gronie da się uporać z niejedną miłością prowadzącą na manowce wieczności wiek XX nie do pogardzenia przez boskich posiadaczy boskiego milczenia
Kolęda Bezdomnych (wersja I)
Trzymamy straż nocną nad stadami słów Trzymamy straż nocną nad rzeczami od głębi ziemi po niewinność płatka Trzymamy straż nocną nad miłością macierzanki odrzucającej manowce polnych dróg do polowania na anioły milczenia złożone na krzyż trzymamy straż nocną dzień i noc gotowi na wszystko trzymamy wszystko w ręku niewiele tego zostało sznur odrzucony z niechęcią odciski pogardy na ciele ciepło uścisków niedokonanych w pełni pełnią księżyca warzą się mleczne drogi dla spragnionych ust miejsce w baraku gdzie przez całą dobę straż nocną pełnią bezdomni w bezdomnych aniołach
Poryw
Czekamy aż wypadki przyćmią bladość oczekiwań na lepszą przyszłość rwiemy słuszne sprawy pewni swego dopóki na niebie wisi szubienica słońca cień trzyma naszą stronę
Zaraje
Nie licz na nic noc prowadzi na manowce pospolite pędy miłości z miłości nikt nie wyżyje do końca nieskończoności kobiety wymykane z rąk szukają lepiej zbudowanej cielesności z naręczem zwiędłych niewiast nie wejdziemy do ogrodów wiosenności bez krwi przecież obchodzimy urodziny duchowości z liczb urojonych w utopiach łez przelicz się miłości zapamiętaj w życiowiecznej życiowinie przegoń dni w zwierciadle na drugą stronę słownie stajemy ludźmi przez słowo wyrzucone z jamy nie potrafimy zliczyć do trzech ani ziemi ani nieba usamotrzecić oniebieni dotykiem wytyczeni na wieczność wywiecznieni z pamięci bosko trawmy w pustym polu krety ryjące podziemne korytarze ostateczności na ostatnim sznurze do ostatecznej celowości życia pod ziemią w ziemi i ponad ziemią unoszoną na czczo w pyle poryw wieczności wszelki wiecznisty wiec wiecujący w wieczninie przed wzięciem wniebogłośnej spoistości głosów na wycie puszcz na puszczone samopas słowiczki zakreślające skrzydłami niebo jednorazowego użytku przez krople zataczające ciemne widnokręgi w słonecznej cienistości łączącej wczorajami niedoszłe zarajowiny w zarajach
Wszechświt
Nie mamy naturze nic do przeciwstawienia natura radzi wyrzucić ostatnie nasienia na kosmiczny śmietnik śmierci nie mamy naturze nic do powiedzenia przecież odradzamy się w milczeniu miłości milcząc na raty ratując w zamilczach ostatnie posłowiny posłowia w trzech ratach przybywa anioł bijąc skrzydłami po pysku w trzech ratach żyjemy w trzech życiach przyjdzie poznawać przyszłość wieczności w słowa uwierzy wieża z kości słoniowej i trąba powietrzna miłości porywająca do raju z wielkiej dyni wszechświata zaledwie pestek dni kilka do przeżuwania przez szkapy ciągnące nieudane życia do naprawy przez boskie słowiny przez słowiczące boskości otwarcie oczu na świat świata na łzawice unoszące marzenia przez zagłębiny nieba wyskocz na zapożyczonych skrzydłach od siedmiu boleści do siedmiu cudów wszechświtowości
Wobec losowego
Wyjść na swoje nie gubiąc kluczyka od wyjścia całe życie szukamy zagubionych ludzi zwierząt i rzeczy po wojnie skręcamy się jak w ukropie poszukiwacze podmiotowości niewiele odnajdujemy w zgliszczeniu dookolnym odzysk powtórnie gubimy w niewielości w niczym nie wychodzimy na swoje we wszystkim odnajdujemy nicość inaczej w zageniuszkach tu nikt nie znajduje ani nie gubi niczego w zageniuszkach wszyscy umówili się na -tak- wobec losowego nikt nie przemoże człowieka tak ustawionego do życia - żyć tu - to nie umierać umierać to podwojem podwoić podwoje raz na tym raz na tamtym świecie zabłyśnie w oku gwiazda pełna miłości zabłyśnie miłość pełna gwiaździstości
Stajnia
Znajdujący się na dnie to nie śmieci cierpliwi wydrapywacze z dna do dni sprzed denności dno osiągamy nie z własnej denności lecz z bezradności wobec przemocy aniołów wtrącających do dołu nie czekamy więc na nic nic na nas nie czeka w kamieńczyku kamień węgielny pod pustelnią poetycką dla poetów zagubionych w zgiełku bezdusznych osiedli budzenie z uśpienia do robienia pieniędzy w skrzydlatego konia pędzącego na oślep po sławę słowa w zageniuszkowych stajniach
Zageniuszek
Szczęście za progiem dobija się wszystkimi drzwiami i oknami biorę je na własny zageniuszek nie przyjmowane na klęczkach nie przepędzane na cztery wiatrołapy świata ucieka jednak o świcie wyłomem zorzy Długo czekać aż sukcesu suka zawyje ze szczęścia aż szczęście załasi do stóp wiersza prosząc łzy o przebaczenie słowa o przepłaczenie wszystkiego od początku
Odporność
Czy nie czasami w zageniuszkach śmiejemy się jakby płacząc za wszystko płacą tu tyle co kot napłakał napłaku przez pomyłkę w błotach zostają więc filcogumogeniuszki zza cholewy wyciągamy półwiersze półpłacze płaczne z góry dzieci biegają w kuloodpornych kamizelkach po mleko niemowlęta czołgają się w odpornych na kule pieluszkach ludzie chodzą w odpornych na Boga ciałach odpornobodzy leżymy śnięte ryby przed jazem właz na wieczność otwierającym
W zageniuszku
Ze słowami słowuszkami w naszym zageniuszku nikomu spieszno do grobu grobuszka strzelamy niechętnie na wojnie wojnuszce wyrywamy przydrożne sztachety sztachetuszki by zdrowo i cało wrócić do ziemi ziemiuszki bo słowo z ust wychodzące zwykły wychoduszek niejednemu daje wolność o świcie śwituszku lub świt o zmierzchu wolności w zageniuszku
Zageniuszki
Zadomowione we wnętrzach łażą jak łzy po ulicach rwą się do słońca jak starożytne geniusze próbujące ludzkość wznieść ponad potoczności po potopie osuszyć wszelki popotopek
W zageniuszkach wznosimy toast na cześć boskości
Zageniuszki karnawałem bardziej niż postem mają jednak coś z zaduszek i adwentowej zadumy nad przyjęciem w najlepszej wierze prawdziwego życia w środku nocy raczej w żłobie niż w kołysce wyżłobione zageniuszki budzą do życia
Na wieczności wadze zageniuszki języczkiem uwagi
Równoduszki
W zageniuszkach pod ziemią niewypały do boskiej szkoły trafiają anioły w zageniuszkach każdy zageniuszem od dziecka obchodzi zageniuszki wśród swoich równoduszki wśród duchów
Tu się nie umiera Danucie i Bogusławowi Kiercom
W zageniuszkach wiadomości o śmierci mocno przesadzone tu się nie umiera choć nikt nie zakrzyczał śmierci na amen wołając – - śmierć to przeżytek W praktyce zejścia bywają bliskie zeru nikt nie schodzi naprawdę na złą drogę nie złodroży nikomu nikt w geniuszkach wychodzimy na swoje pole wolności nie przesiąknięte posoką lecz poetycznością w filcogumogeniuszkach doczłapujemy przez błotnistość polską do polskiej wieczności która nie zginęła i na dobre nie zawieczniła w zageniuszkach
Posucha
Nikomu nie obiecano miłości w nadmiarze nikt z miłości nie połakomi się na życie każdy je kocha bez wzajemności nikomu nie przychodzi do głowy przyznać się do sławy słowa w słowisławach słowosławi się słowo przed słowem za słowem i w słowie
W zageniuszkach słowa w zasłowinkach łez rozmnażanie przyszłych pokoleń żyjących w posusze
Miara
Noc bez dobrych wieści dzień bez wierszy stracone na zawsze poezję więc mierzymy w zageniuszkach jeden zageniuszek przechadza się po wersach drugi czyta między wierszami dalej jak u dzieci wszystko jasno wypisane na twarzy słowa
Z uczty (wyciągi z sumień)
Pod barakami zwierzęta wyją samotnościami wybrakowane sumienia nabierają odwagi drzwi otwarte naościeżami uczta dopełniona W zageniuszkach ucztowanie z boskim napojem kto nie ucztuje oskarża się o brak pragnienia na dalsze zageniuszki
Milczenie
Od czasu do czasu mówię sobie bądź dzielny dziel się dzielnością z wrogami
Od czasu do czasu mówię sobie nie płacz dziel się łzami
Od czasu do czasu nic nie mówię wzmacniam milczenie Boga
Kratownica (znak Odry III)
Koryta wciąż groźne poldery niepewne kobiety szalone piwnice zalane znaki na słońcu cieniach znaki w zageniuszkach czynią swoje niewiele da się wyżąć z przesiąkniętych do suchej nitki ubrań do ślubu młoda para panna powódź pierwsza czysta dama pan deszcz przebrany w pepitkę padający w kratkę zaciągający kratownicę przed odwrotem u wrót raju
Metafizyczne zageniuszki
Coraz mniej zębów w jamie łez pod powieką zanosi się jednak na miłość od pierwszego wejrzeniuszka od pierwszego zagrobuszka nawet tam nie wszystko stracone ciało co prawda w rozsypce ale dusza szybuje wciąż od zageniuszka do rajuszka żyć się chce panie ale bez miłości trudno otworzyć usta
Odkrycie Helenie i Stanisławowi Pasternakom
Nie ma czego ukrywać wszytko jasne białe bieli bielinami czarne czerni czarnością odkrywamy karty nie karty kartony z czasów stanu wojennego rozwodziła się krew z ciałem po wystrzałach w kopalni
Odkrywamy węgiel odkrywamy popiół pijemy w zageniuszkach zdrowie wszystkich zagonionych do raju odkrywamy karty historii ze zbytkiem czerwoności nie do pogodzenia z estetyczną bielą
*** W mgnieniu oka przelot przezroczystego ptactwa przelecą dni noc na progu zatrzepoce w zageniuszkach galileusze kręcą głowami wokół własnej osi kupionej na odpuście rewolucja francuska traktowana jak wstydliwa choroba zrównana z bolszewicką wszawicą wpuszczoną do kraju czerwony nigdy nie zostanie prezydentem na pewno nigdy dwa razy w zageniuszkach politycy rozprawiają o miłości zimą chodzą w filcogumogeniuszkach zaś latem boso bosują po wiejskiej
Polityczne zageniuszki
Zatytułowanie wiersza od dołu zatytułowanie czegokolwiek od ciekawej strony człowiek od dołu zaczyna wiecznić
Odwrót na radość
Radować się każdą chwilą nie każdy potrafi radujmy się smutkiem a pryśnie jak mydlana bańka radujmy sprawnościami ostatecznymi zmiatającymi jak potop wszystko po drodze radujmy się wbrew logice sprzecznościami wysnutymi z jamy radujmy się ponad miarę radości radujmy bezmiarami miłości miłujmy bez opanowania panujmy nad miłością by nie zwyrodniała i nie stanęła ością w gardle
Uzwierzęcenie
Kota w okulawieniu czy oślepłego wyciem psa przygarnie każdy bezdomność ludzka nie umywa się nawet do bezdomności zwierząt zwierzętom nie obiecano wieczności ani ziemskiego raju za cały ogród kolczasty drut dziura w płocie nieskończoności bieg za panem zbierającym wieczniny z kolczastości
Kolejna wiecznina
Nie liczą się sekundy minuty nawet godziny w ogólnym rozrachunku liczą się wieczniny na wieczninach człowiek nabiera ducha do stawiania czoła wszystkiemu na wieczninach człowiek uczy się wieczności od początku na wieczninach cierpliwość bez cierpienia wiele rzeczy o których filozofom się nie śniło prawo moralne do boskich połonin wieczności gdzie wszystko przezroczyste i jasne nawet łza trzepoce po twarzy jak pióro wbite w niebo dla podtrzymania wiersza na duchu
Przepięknina
W zageniuszkach chodzimy po błotach mając sucho w wierszostopach wyciągamy zza cholewy śmiechu słomę na chochoły w przyblokowych ogrodach
W zageniuszkach każdy je do syta głody obroku w bród mają w stajniach głodojady W zageniuszkach wyrastamy ponad nieprzeciętność wierzbowych gruszek można pożyć w tych zageniuszkach wręcz zageniuchach do stajni dołączając do zaginiuszków wręcz zaginiuchów bez wieści nie zarzucając śmierci zbyt sztywnej postawy ona zawsze bez zarzutu nie liczy grudek ziemi nieobliczalna choć na cienie przeliczalna liczna przeliczna omalże prześliczna przepięknina bezduszna
Ryby
W zageniuszkach czas staje suszką do osuszania łez czaszą wsłuchaną w bicie aniołów o anioły
W zageniuszkach nie warto być dłużej zageniuszkiem przyrasta długów wobec wieczności oddać trzeba wszystko do dna dla duszoczystości
W zageniuszkach żyć warto nie umierać z wielu powodów
Wszystkim powodzi się we łzach nieźle jak rybom w wodzie
Ryby to dobry znak na wpływ do wieczności
Ja – My
Trącony zageniuszkiem z pierwszym po Bogu a ostatnim po potopie wierzę głęboko w otwarcie nieba po godzinach pracy gwiazdy zamigocą dopiero co w klatce oświetlając wszystkie komory i przedsionki serdeczności nadgwiaździstością w gwiazdozbiorze słowa wysnutego z ja – my
Zaduszki
Żyjąc bez szczęścia szczęśliwiąc nieumierałkami słowa niewiele nażył się człowiek choć uszczęśliwił bezwiednie bez życia w zageniuszkach miłość na pierwszym planie rozbudowy geniuszowinnic do wielkiej miłości włącznie w zamiłuszkach łza nie oderwana od twarzy dowieczni mimoduszkiem zaduszki na szczęście dla ciała
Wskazówka Prof. Ryszardowi Chodźce z przyjaźnią i podziękowaniem za „Małą Atlantydę”
Jak pisze się wiersz dzwonienie w przedsionkach jakby na sumę ptaki wzbite w niebo siadają na skrzydłach świetlistych archanioła
Jak pisze się wiersz pisze wbrew przepisom nie ma co ukrywać świat staje otworem dla w słowinszczyźnie słowin słowa światem w którym żyją zageniuszki w prawdziwych zageniuszkach ptaki siadają na wysłużonym mieczu świętego Michała pierwszego obrońcy poetów przed przedwczesnym przejściem na zaświaty Jak wiersz zostanie wydobyty z głębin zakładamy maskę by przetrwał w wolności zawiecznił się w trwaniu zatrwożył z braku miłości
Jak nie pisze się wiersz świat idzie po omacku w kurzej ślepocie nie trafiając do celu
Jak pisze się wiersz łzy odnajdują Świętego Graala
Między wersami
Nie obchodzi nikogo co powiedział aleksander mały prochu nie wymyślił myśli rozproszy mysimi dziurami nie obchodzi nikogo co jadł z rana kogo kochał wieczorem taki nie podejmie protestacyjnej głodówki przeciw narodowi nie zejdzie na dziady tym bardziej na zageniuszki sądy go oczyszczą z wszelkiego kłamu barbarzyńcy na ogół poruszają wszystkie struny i jelita duszy by wydać się interesującymi przed pałacowymi damami strzegącymi barbarzyńców ciepłym oddechem
Błazen dostał nobla order ze wstążką zawiesi na szyi pieniądze rozda bo błazeńskiej konduity najczęściej błaznują w pustych kieszeniach Błazen na scenie błazen w fotelu rączka rączkę myje nóżka nóżkę wspiera potrzeba telemikroskopu do zobaczenia aleksandra mikroskopijnego między wersami historii
10.12.1997
Z grzeszności Jerzemu Bogdanowi Kosowi
Wytrzebiono z czystości powietrze pędzimy więc do trzebnicy po łyk źródlanej wsparcie świętej po słowie słowiański posiłek
Przemoc wzięła górę pędzimy na wzgórze pokoju błagać Boga o politowanie nad litością
Sprawiedliwi zostają potępieni potępieńcy usprawiedliwieni łotry choć z nami milczą przebiegle
Wytrzebiono słowo z wieczności zawieczniło więc w słowinności nie ma czego ukrywać wytrzebiono świat z przejścia na zaświatowości brońmy się przed wytrzebieniem ducha stańmy trzebnicą dla wytrzebianych wytrzebieńcami z grzeszności
Z Bożonarodzeniowości
Nie udało się utrzymać rodziny w długowieczności za mało szczęścia zdolności zarobkowania i uskrzydlenia codzienności
Nie udało się utrzymać na stałe muzy ani skłonić do stałości dochodzenie do prawdy celnej jak nabity wolnością gwiazdozbiór Strzelca
Cokolwiek nieudana strona daje pewność udania się do Boga po miłość Bożonarodzeniową a długie niewracanie z pustyni to dowód pierwszy na w boskości po uszy zadurzenie
Niewinność
Pochwyceni przez ulotny dotyk nieśmiertelności słowa liczymy na niesłowność śmierci chwytamy w lot niewinność opłatków
W zageniuszkach co druga osoba niewinna co druga niewinność istotna w związku ze zderzeniem dojrzałych lat z niewinnością Dzieciątka stajemy królami przynoszącymi dary darami utwierdzającymi królestwo niewinności
Papiery córce Bognie
W wieku dojrzałym widzimy ostrzej ostrza jaśniej ciemności przejrzeliśmy mgiełkę młodości unoszącą klatkę z wolnością w wieku dojrzałym dostrzegamy żyjących na koszt wieczności
Niewiele kosztuje zakasanie rękawów wzięcie się za bary z odwieczną materialnością próbującą wyrobić fałszywe papiery dla zaświatowości
Opłatek I
Między opłatkiem słońca a opłatkowością księżyca człowiek jak opłatek w ustach widnokręgu dopiero na czworo się dzieli w sumienia pudełku
Między opłatkami dnia grzech stara się być różowy jak wargi
Między opłatkami trzymanymi w rękach słowa migają jak zapalone na choince lampki
Między opłacalnością życia a nieopłacalnością bezżyciowości opłaca się być człowiekiem czystym jak opłatek
Opłatek II
W świątyni wielkiej jak świat podczas pasterki z udziałem aniołów pasterzy i zwierząt dostaliśmy do ręki opłatki dzielimy się z żywymi życząc długowieczności zaś z tymi o których myśleliśmy że dawno pomarli dzielimy się dzielnością wydaną z wieczności podczas chwytania Pana Boga za pięty
Niekiedy podczas opłatkowego dzielenia krople z powiek przemieszane z opłatkiem zmiękczają wargi stwardniałe od milczenia
Opłatek III
Sybir to opłatek podany Polakom powstanie styczniowe już opuszcza ojczyznę trzepoce na wietrze szubienicami wśród krzyży krzyżami wśród szubienic
Opłatek Sybiraków i Katyńskich Rodzin ma zawsze dno drugie gdzie łzy w lody zakute udają się na katorgę
Opłatek IV
Nie za często zajmujemy się robieniem wody z mózgu nie za często wdeptujemy bliźnich w błoto aż powstanie błotobliźni golem w górę idą ceny w dół cnoty mamy lepszy rząd dusz niewiele lepszy rząd chleba jesteśmy po powodzi więc po biedodzi po biedzie choinka w kącie została chochołem z bogatym prezentem złotym rogiem odnalezionym przez zageniuszkowych weźmy do ręki opłatek spójrzmy głęboko w blizny bliźnich w kącie znowu rozbłyśnie wszystkimi łzami choinka nie ma co prawda złotego rogu lecz sercem złotym uderzamy w dzwon XXI wieku
Z miłości
Nie odnajdziemy siebie bez miłości zboża bez miłości ziarna bez miłości Bożej żadne wychodzenie ze świata żadne do niego powracanie po wstąpieniu do piekieł oswajanie z samotnością siadanie w wygodnych fotelach potrząsanie prawami poprawianie krętych dróg historii
Nie odnajdziemy miłości bez łzy z oka Boga cóż byłby to za Bóg nie płaczący nad Jeruzalem cóż by to była za Jerozolima bez ściany płaczu
Gra o wieczność Prof. Jackowi Łukasiewiczowi
Dopóki żywi jeszcze życie nie odczepia się rzepem od prochu psiego ogona
Dopóki półmartwi nieprzydatni ani po tej ani po tamtej stronie prawdziwe zageniuszki zapiecki upanabożone
Dopóki pukamy do bram białych opłatków odnajdujemy boskość zaczajoną na grzech odnajdujemy siebie wśród swoich dwa tysiące lat kości do gry o wieczność
Widnokrąg z gwiazdą
Na poboczach objawień z Medjugorie apokalipsa już szerzy paszczę wokół czystego
Dziel się przetworami z własnego raju rajem przetworzonym na przyjęcie poetów do wydobycia poezji z nawozu XX wieku
Nawet zageniusz to za wiele na mękę tworzenia trwonienia trwania w ubóstwie wręcz w ubóstwiarstwie od Boga przelewającego krew od krwi przetaczającej słowa po widnokręgach z gwiazdą po widnokołach z aureolistością Bożej Matki
Okienko
Po odejściu od życia choćby na chwilę niewielką na cień chwili nacienimy się słów nasłowimy cieni
Po odejściu od życiowinności nie uwzględnia się żadnych życzeń ani w okienku na ten ani na tamten świat z wyjątkiem prośby o wybielenie sumienia
Po odejściu od miłości po wymiłowaniu każdej komórki serca nie nadajemy się do niczego oprócz wpatrywania w niebo oprócz nieboskłonności do niepotrzebnych słów
Radosna Gwiazda
Tej nocy uspałem zaledwie kilka godzin na pewno minut zgódźmy się sekund z sekundantami rodzącej się boskości tej nocy miłość wysliznęła się z rąk nie uganiałem się dłużej za żywym srebrem żył
Tego wieczoru zgódźmy się nocy w ciemno z każdym słowem docierającym przez ciemność
Zgódźmy się z gwiazdami co do kolejności promieniowania na mlecznej drodze boskiej spoistości
Po nocy tej zakwili w żłobie Bóg jak Niemowlę wobec aniołów i pasterzy zuboży boskość człowieka podniesie do Radosnej Gwiazdy
Oszczęścina
Spodziewamy się więcej szczęścia w życiu więcej miłości więc miłość nadchodzi wszystkimi ścieżkami boskości z podziwem każdej chwili wieczność ratuje na raty spodziewamy się niejednej rzeczy godnej podziwu od podziwiania miłości wkraczanie do klatki kraczącej po niebie z pospolitym ptactwem dobijającym się do raju po odrobinę szczęścia po oszczęścinę wydaną w locie z czystego szaleństwa
Wysiadywanie gwiazd
Nie ułoży się życie jeśli szczęście nie zaszczęści po myśli nie wymyśli raju na ziemi ze skrzydłami nie do pary trzepoczemy niepewnie niepewnie zasiadamy za weselnymi stołami wierząc w powrót miłości do źródeł w powrót źródeł do koryt koryt do rzek zatruwanych zatruć do współczesnych piekieł z dostawą świeżych grzechów
Nie ułoży się szczęście po myśli bez zwrócenia powiek ku niebu bez zwrócenia boskiego ludzkiemu i na odwrót szczęście bezzwłocznie ułoży się w środku i nie wyfrunie jak z gniazda ptak wysiadujący gwiazdy
Dokładka
W życiu poetyckim nie poezja się liczy od podatku wieczności w poetyczności śmierci najdelikatniej za dużo sztywności choć nie brakuje perspektywy lotu ptaka żeby nie powiedzieć Gołębicy żeby nie być patetycznym powiem krótko kocham życie i jako fan świętego Michała Archanioła na łopacie miecza poproszę o dokładkę
Wielkanocność Agnieszce idącej – pod wiatr – ze święconym
Nikt nie przewidzi samotnych krańców ziemi Nikt nie zapłacze wszyscy roześmieją się pod ścianą boskich powitań żywych i nie żywiących życia do niczego
Nikt nie zapomniał słowa rzuconego na wiatr wiatru zrywającego czapki z głów białe baranki wypadają z zastawek na kruczy bruk pod wodę święconą z boskich powiek
Nikt nie przewidzi pustego grobu w pustym świecie Nawet apostołom będzie łyso na drodze do Emaus gdzie wiatr wielkanocnością swojsko powiewa
Wielkanoc 1998
Bożoiskiernia
W życiu szczęścideł szczęścidłami nie strącisz nie pozwól wyrwać choćby skrawka duszy w życiu żyj między życiami w pobożach pobożyczą po bożemu anioły
W życiu wiele szczęścideł szczęścidłami zaszczęści jeśli poddasz się niebu poczujesz sapiący oddech psów gończych wypuszczonych z ogniw iskier bożych w bożoiskierni łzy nie skutkują palone na panewkach w bożoiskierni liczą się słowa od końca jak kończyny oderwne od ziemi podczas ucieczki gwiazd z wieczności do wieczni wieczniczącej wiecznicami
Pejzaż z geniuszem Pejzaż I
Geniuszem zostanie każdy czarny koń pędzący we wszechświaty po anioły czystej krwi najlepiej wychodzi ta mać szaleńcom karej maści nieszaleni nie są bez szans na szali wagi przegiętej w stronę wieczności geniusz czy wariat równo przyjęci nieliczni z niczym ani ze słowem ani z milczeniem geniusz dzień cały przesadzi jak kogut płot w ciągu trzech dni w zawieszeniu między słowem a [i?] słowikiem przesiedzi w śpiewie wyśpiewywując hymny podniebne na cześć bogów [.........] białko ze skorupy wylewnej geniusz wykurykowywuje duszę do boskiego kurnika geniuszyce wysiadują na ogół jaja gdaczą gdzie popadnie nowemu pokoleniu żyć w błotnistości pokalać się w błocie nieugięte wobec przeciwności losu przynoszącego nowonarodzone narządy geniusza geniuszyce oganiają się od pomysłów jak od much muchomory sromotnikowe zanurzają w mleku matki i wytruwają cały ród geniuszyce jak kury domowe drepczą z miejscu po główce od szpilki geniusza przenikającego jak atomowy grzyb do elektronicznej mikroskopowni pojemnika na śmieci dwudziestego wieku
Pejzaż II
W pejzażu z geniuszem spotykamy wyrzuconych na zbity pysk poetów ryją w kocich łbach snów aż wysłowi się bruk wybruczy słowo na krzyż do stałych zamieszkań
Zawieczniny Edwardowi Koroblowskiemu
Być dobrze zapowiadającym się staruszkiem z psem przy nodze z finansami pod psem z komornikiem depczącym po piętach z chwytaniem za pięty Pana Boga z wcześniejszym czy późniejszym wyrzutem z mieszkania mimo to z ukochaniem życia nieoddaniem go za nic Być dobrze zapowiadającym się słowem na wieczność wiecznością na znienacka podeszły wiek od strony zawiecznin
Nierówności
Prowadzę nierówną walkę z losem nie chodzi o ciągłe przegrywanie kiedyś grałem na ostatnich strunach żył zrywam się od czasu do czasu przyjmując postawę zwycięzcy nie ustępuję dopóki Bóg na niebie trwam w nierównej modlitwie losu prowadzącego niezrównoważoną walkę z nicością w nierówności wręcz toczy się nierówna walka człowieka z człowiekiem obok boskiej miłości niezrównane niebo równać z miłością nierówna miłość pod bokiem życia nierówna miłość na wybojach losu toczy się i toczy aż wytoczy z oczu kule do gry w cedno i licho wie co co wie licho wie locha losu ryjąca pod ziemią płytkie przeznaczenia dalej walka z losem bardziej wyrównana z jednej strony nieugięta struna z drugiej smyczek tnący po wieczności z urojeniami powiek z powiecznością wytrwania obok miłości w nierównej walce z losem o odciśnięcie na skórze i pod nią podskórnej miłości
Zegarzyce X wiekowi
Zegary przepełnione czasem biją się w piersi szarpią sumienie nadświadomością skrzydeł wiatraków robiących w konia donkiszotów wyruszających na podbój zaświatów
Zegarzyce nie mają tylu problemów rodzą co chwile nowe budziki gotowe postawić pod pręgierzem osi wszystkie tryby warunkowe wieczności wszystkie trąby jerychońskie wdzierające się w mury wręcz w murzyce chwilące muzykę marzące o murach bez granic o murach z kobiet do nieba stojących murem podmurem wręcz podmurówką kobierzycy mchówki
Zegarzyce nabierają ciała przed rozwiązaniem zagadki raju budzą się pod własnym drzewem wręcz odrzewieniem osiecznym osicznym osiowatym osłowatym w ucieczce z pustyni stają się ni w pięć ni w dziewięć muzami zegarów bezradnych i bezzębnych nakręcaczy boskiej woli wolności w każdym calu anielicznej spirali prężącej się na widok skrzydeł u wrót raju kukułcze jajo elektroniki wyskakuje z łożyska mlecznej drogi ze zduszonym bezdusznym wręcz niemym aaa – ku – ku
Zataniec Na cześć przełomu wieków
Tańczę z kobietą nieskończenie zamgloną czy taniec coś znaczy poza tanecznością czy tańczy zwinność kocia w trzaskający mróz czy koci się w tańcu łasica odporna na ból istnienia czy tańczę na jawie czy tańczę we śnie zatańczę jak skazaniec na taniec jak taniec w kółko tanio i na raty raz na tym raz na tamtym świecie byle było wesoło w bylinach motylom byle motyliła się modlitwa o miłość byle z miłości dało się wyżyć od rana do nocy byle w pyle nie kończył się taniec jak wszystko na tym najlepszym ze światów anioł na boku zwinął się w kłębek nicią Ariadny szalone związał stopy by nie zadeptały wieczności na amen lecz zamieniły podrygi świętego Wita we śnie w witalność duchową na jawie najawiając snów na zapas naśniwiając tańców na wyprzódki rajów
Milenizm błyskawiczny
Za rajem wabią wieczności za wiecznością raje świecimy oczyma przed Bogiem śpiewając o nietykalnej wolności mierząc szczęście we łzach toczonych do pałacu na wodzie do stolicy siedzącej na krwi gorejącym krzewie cała jasność w kroplach przezroczystych bogach miłości lecących ćmami do światła opasającego ekologiczne krzyżyki trzeciego tysiąclecia na progu barbarzyńskie stopy nie liczące się z niczym poza zdobywaniem życia dla życia życia dla śmierci śmierci dla życia w absurdalnym okrzyku – niech żyje śmierć – śmierci się jakoś żyje w przebieraniu miarki życiu się jakoś śmierci w docieraniu do dna poza jasnością słowa wolność krwi zawiecznia świat na błyskawiczne zamki Boga rozpuszczalny milenizm w martwych sumień morzach
Kolęda Bezdomnych (wersja II)
Trzymamy straż nocną nad stadami słów trzymamy straż nocną nad rzeczami od głębi ziemi do niewinności opłatka gwiazdy łamiącej się od bezdomnych ust do niemych bezdomności trzymamy straż nocną nad miłością macierzanki odrzucającej manowce polnych dróg do polowania na anioły milczenia w bezdomnej grocie boskiego trzymamy straż nocną dzień i noc gotowi na wszystko trzymamy wszystko w ręku niewiele tego zostało sznur odrzucony radośnie sznur dzwonny serca odciski pogardy na ciele ciepło uścisków niedokonanych w pełni pełnią księżyca zwarzone mleczne drogi dla spragnionych ust miejsce siedzące w przestronnym baraku wielkiego wozu gdzie przez całą dobę straż nocną pełnią bezdomni w bezdomnych aniołach w przytułkach słowa miecze stępione chleby rozrośnięte jak aniołowie podczas bożego krwi poczęcia
Kurtyna
Przegranym na jawie przebudzonym we śnie dano prawo do gry bez zwłoki przy zamkniętej kurtynie myśli czarne znikają dzwony rozszarpują przestrzeń jak czarną zasłonę drapieżniki w pogoni pogoń staje dęba psy w misę księżyca wszczekują gwiazdy kobiety w dalszym ciągu lepkie łatwo przylepne do żeber w raju w ciemności sumienie sufleruje na odwrót samogłoską zahacza o mleczną drogę same głosy szukają sensu od strony ciemności przy idącej w górę świata kurtynie widownia milczy milczenie uwidacznia słowa błądzące między kulisami
Wieczór poetycki,
promujący tom poety
Zageniuszki KLiM, 20 listopada 2012, fot. kk
| |
INDEKS
|
BIOGRAFIA
|
POEZJA
|
TEKSTY
|
FOTO
|
NAGRODY
|
KONTAKT
|
LINKI
|