Zageniuszki

 

                   Kochanej córce Agnieszce

                   wznoszę zageniuszek

                   na cześć ujawnionych talentów

                                                             Autor

 

 

(Zamiast manifestu)

 

Zageniuszki, to

 

Obrzęd wokół słowa i słowo wokół obrzędu.

Miejscowość na kresach wschodnich i zachodnich.

Wnętrze człowieka bezkresne.

Toast na cześć boskości, talentu w porywie geniuszu.

Naczynie, którym wznosimy toast.

Chodzenie za geniuszami czy muzami (sens starożytny) – za aniołami

(sens współczesny).

Gniazdo istot zrywających się do lotu.

Duchy zaganiane najczęściej do rajów, niekiedy na odwrót – wyganiane.

Wartości najwyższe, takie jak miłość, wolność, wieczność.

Miara poetycka (jeden zageniuszek to punkt wyjścia do geniuszu).

Wielkość człowieka mierzymy w zageniuszkach.

To pomiar na miarę wieczności.

 

 

Obrzęd

 

Dzisiaj w Zageniuszkach obchodzone zageniuszki

z chodzonym od zageniuszka do zageniuszka

poświęćmy czas poświęćmy brak czasu

poświęćmy miłość zaganianą do rajów

poświęćmy brak miłości

poświęćmy wolność składaną na krzyż

poświęćmy wszystkie progi przez które do wieczności

przechodzi człowiek bez opamiętania prochu

co tu opamiętywać opamiętajcie się ludzie

pamięć zawodzi powódź zalewa

temperatura spada do poziomu sybirnego

jak w takim zimnie zachować ciepło gniazd

dopiero co opierzonych zageniuszków

krążących wokół mlecznych dróg bez kropli krwi

zostawionej w ojczyźnie

jak w takim zimnie zachować w przedsionkach

stoliczek nakryty białym obrusem

na przyjęcie opłatka

 

Jak w takim zimnie narodzić się w stajence

wśród zwierząt obytych z cudami

pogański pegaz porusza się niepewnie

homo animalis nadciąga stadnie

do starcia transcendencji na proch

jak w takiej zimnocie uciec

spod ostrza lodowego miecza

nie zostawiając kropli krwi na śniegu

powracając do jaskini lwa

na pełne pożarcie

jak w takim pożeraniu

człowieka przez człowieka

zachować choć jeden zageniuszek

nadziei na starość

choć jedną starość na miłość

choć jedną miłość na miłość boską

 

 

Wybożenie

 

Na progu oczka wieku okowieczni kropla

przejrzystym półbogiem stanie ludzkość

bezradna bez ludzi staną ludzie nieludzko

bezradni zaplątani w tańcu świętego Wita

w gronie witających niezawodni zawodowi

powitacze wiją ukłony układają wici

na progu wiciowiecznym wieku

na wieczni progowej stoi się bezgłośnie

bezgłośni stoicko jak u Pana Boga

za piecem upanaboży się miłość

umiłości w panabożach wręcz w panabożycach

zapanoboży bożopoetopotopek iskier bożych

wybożone wybożem niebożątko nieboże

 

 

Przelot

 

Ustawić stolik do nakryć podgołoniebnych

podgołoniebnić wszelkie ustawy

zarobić kilka groszy na chleb z łez

nie szukać równowagi dla ducha

duchorówni dla dnia przelatującego

przez drogomleczne zmroki

do zmroczonośnych gwiazd przechodzących

na dożywocie w raju na bożopoetopotopkowanie

iskier bożych przelatujących tęczami

po kroplach powieczności

 

 

Wiekło

 

W końcu XX wieku wstyd przyznać się do bycia człowiekiem

Bóg długo długobogami długoboży z człowiekiem o człowieku

wygrzesznym wygrzeszu w końcu być szkieletem mydłem

bezimiennym prochem nie przynosi ujmy hańbionym lecz hańbiącym

z idącymi na Sybir szedł mój sybirski anioł

z ginącymi w Katyniu ginął mój Syn

do głodowego bunkra za pozornie przegranego

poszedł mój najlepszy człowiek

nie wstydzący się być istotą wybraną przez Boga

 

 

Fotel

 

K nie lubi życia

bo życie kłamie

a kłamstwo żyje

 

Życie nie lubi K

bo K kłamie

a kłamstwo staje

na piedestale państwa

czyniąc z państwa kłamstwa

kłamstwo państwa

w bujanym fotelu

demokratokrążnych

demokratokrążców

                   

                   25.07.1997

 

 

Księga potopu

(znak Odry I)

 

Nie ma nic – rzecze Panu Bogu

nieubezpieczony człowiek

siedzący bezradnie na zalanej ziemi

jak Hiob na tratwie gnoju

odpływa w bezdomność ojczyzna

w dorzeczach łzawi twarz ziemi

serce miast osiedli strach

przy wypływających trumnach

w strumieniach strumnieją

Biblie otworzone na stronach potopu

żywych mieszając z martwymi

pod zieloną gałązką

w dziobie widnokręgu

po omacku szuka się

między wzburzonymi lustrami powodzi

oddechu suchego lądu

 

                   07.1997

 

 

Złota Księga

 

Słoneczko wychodzi

na przepustkę

przepuszcza ład duszy

dusz ładu ładoduszny

Słoneczko z ciepłym

stosunkiem do ziemi

nie spisuje człowieka

na straty

wręcz przeciwnie

ceni każdy cień

nawet cień cienia

dorobi się indeksu

w złotej księdze

pragnień wieczności

 

 

Człowiecznia

(Znak Odry II)

 

Dzień zapowiada się dobrze

jasnością logicznością

dostępnością dla wszystkich

dni na ogół bywają dobroduszne

noce dobroduszniejsze

w marzeniach o wieczności

odbywa się wiecznienie marzeń

dzień przynosi w dziobie

zieloną gałązkę wije gniazdo

dla wylęgu wolności

uwalnia od gniewu przy zaciąganiu

nici Ariadny na szyjce

macicznej widnokręgu

 

Dzień zapowiada się nieźle

ciemnością alogicznością

dostępnością dla idących

boskimi śladami

na górę Synaj

 

Dzień zapowiada powódź

między lustrami potopu

słowa słońca otulają ziemię

przynosząc martwym i żywym

pokój w otulinie słowa litera

i duch na dźwięk boskiej kropli

tulą się do siebie

 

 

Boski napój

 

Zabawmy się w kotka i myszkę

ja będę kocurem spadającym zawsze

na cztery łapy wieczności

ty domową myszką przygotowującą

boski napój o godzinie siedemnastej

czasu boskiego czas nabiera rumieńców

nad naszą przyziemnością tęczą się

iskierki w przestrzeni dwu klatek

gotowe w miłość popaść

lub wyrwać się z miłości

 

 

Gniazda

 

Przyjąć świat z ptaszarni

niebieskich ptaków

co rusz ruszających

piórami do Boga

dobogami do gniazd

zagnieżdżonych we łzach

 

 

Dwudziestowieczność

 

W kraju wolności ankieta na temat XX wieku

wypadła niepomyślnie nie znaleziono odrobiny

ciepła na wiek bólu aż do kości chowanych

od niechcenia życia do cienistości wiek śmierci

idący po trupach do władzy po władzy choćby

potop po potopie arka nie osiada na mieliźnie

w wieku ogni błyszczących w oczodołach

piekła dla elit Syberie dla ludu opuszczanego

na dno przez opatrzność

 

XX wiek papieru ściernego z możliwością zamiany

na toaletowy w wielkiej odbytnicy świata

XX wiek da się polubić na żywo na martwo też

do przyjęcia w swoim gronie da się uporać

z niejedną miłością prowadzącą na manowce

wieczności wiek XX nie do pogardzenia przez

boskich posiadaczy boskiego milczenia

 

 

Kolęda Bezdomnych

(wersja I)

 

Trzymamy straż nocną nad stadami słów

Trzymamy straż nocną nad rzeczami

od głębi ziemi po niewinność płatka

Trzymamy straż nocną nad miłością

macierzanki odrzucającej manowce

polnych dróg do polowania na anioły

milczenia złożone na krzyż

trzymamy straż nocną dzień i noc

gotowi na wszystko

trzymamy wszystko w ręku

niewiele tego zostało

sznur odrzucony z niechęcią

odciski pogardy na ciele

ciepło uścisków niedokonanych w pełni

pełnią księżyca warzą się mleczne drogi

dla spragnionych ust miejsce w baraku

gdzie przez całą dobę straż nocną pełnią

bezdomni w bezdomnych aniołach

 

 

Poryw

 

Czekamy aż wypadki przyćmią bladość oczekiwań

na lepszą przyszłość rwiemy słuszne sprawy

pewni swego dopóki na niebie wisi szubienica

słońca cień trzyma naszą stronę

 

 

Zaraje

 

Nie licz na nic noc prowadzi na manowce pospolite pędy miłości

z miłości nikt nie wyżyje do końca nieskończoności kobiety

wymykane z rąk szukają lepiej zbudowanej cielesności z naręczem

zwiędłych niewiast nie wejdziemy do ogrodów wiosenności bez

krwi przecież obchodzimy urodziny duchowości z liczb urojonych

w utopiach łez przelicz się miłości zapamiętaj w życiowiecznej

życiowinie przegoń dni w zwierciadle na drugą stronę słownie

stajemy ludźmi

przez słowo wyrzucone z jamy nie potrafimy zliczyć do trzech

ani ziemi ani nieba usamotrzecić oniebieni dotykiem wytyczeni

na wieczność wywiecznieni z pamięci bosko trawmy w pustym

polu

krety ryjące podziemne korytarze ostateczności na ostatnim

sznurze

do ostatecznej celowości życia pod ziemią w ziemi i ponad ziemią

unoszoną na czczo w pyle poryw wieczności wszelki wiecznisty

wiec

wiecujący w wieczninie przed wzięciem wniebogłośnej spoistości

głosów na wycie puszcz na puszczone samopas słowiczki

zakreślające skrzydłami niebo jednorazowego użytku przez krople

zataczające ciemne widnokręgi w słonecznej cienistości łączącej

wczorajami niedoszłe zarajowiny w zarajach

 

 

Wszechświt

 

Nie mamy naturze nic do przeciwstawienia natura radzi

wyrzucić ostatnie nasienia na kosmiczny śmietnik

śmierci nie mamy naturze nic do powiedzenia przecież

odradzamy się w milczeniu miłości milcząc na raty

ratując w zamilczach ostatnie posłowiny posłowia w

trzech ratach przybywa anioł bijąc skrzydłami po pysku

w trzech ratach żyjemy w trzech życiach przyjdzie

poznawać przyszłość wieczności w słowa uwierzy

wieża z kości słoniowej i trąba powietrzna miłości

porywająca do raju z wielkiej dyni wszechświata

zaledwie pestek dni kilka do przeżuwania przez szkapy

ciągnące nieudane życia do naprawy przez boskie

słowiny przez słowiczące boskości otwarcie oczu na

świat świata na łzawice unoszące marzenia przez

zagłębiny nieba wyskocz na zapożyczonych skrzydłach

od siedmiu boleści do siedmiu cudów wszechświtowości

 

 

Wobec losowego

Pani Prof. Dorocie Heck
posiadającej wszystkie klucze do słowa

 

Wyjść na swoje

nie gubiąc kluczyka

od wyjścia

całe życie szukamy zagubionych

ludzi zwierząt i rzeczy

po wojnie skręcamy się

jak w ukropie

poszukiwacze podmiotowości

niewiele odnajdujemy

w zgliszczeniu dookolnym

odzysk powtórnie

gubimy w niewielości

w niczym nie wychodzimy na swoje

we wszystkim odnajdujemy nicość

inaczej w zageniuszkach

tu nikt nie znajduje

ani nie gubi niczego

w zageniuszkach wszyscy

umówili się na -tak-

wobec losowego

nikt nie przemoże człowieka

tak ustawionego do życia

- żyć tu - to nie umierać

umierać to podwojem

podwoić podwoje

raz na tym

raz na tamtym świecie

zabłyśnie w oku gwiazda

pełna miłości

zabłyśnie miłość

pełna gwiaździstości

 

 

Stajnia

 

Znajdujący się na dnie

to nie śmieci

cierpliwi wydrapywacze z dna

do dni sprzed denności

dno osiągamy nie z własnej

denności lecz z bezradności

wobec przemocy aniołów

wtrącających do dołu

nie czekamy więc na nic

nic na nas nie czeka

w kamieńczyku kamień węgielny

pod pustelnią poetycką

dla poetów zagubionych

w zgiełku bezdusznych osiedli

budzenie z uśpienia

do robienia pieniędzy

w skrzydlatego konia

pędzącego na oślep

po sławę słowa

w zageniuszkowych stajniach

 

 

Zageniuszek

 

Szczęście za progiem dobija się

wszystkimi drzwiami i oknami

biorę je na własny zageniuszek

nie przyjmowane na klęczkach

nie przepędzane na cztery

wiatrołapy świata

ucieka jednak o świcie

wyłomem zorzy

Długo czekać aż sukcesu suka

zawyje ze szczęścia

aż szczęście załasi

do stóp wiersza

prosząc łzy o przebaczenie

słowa o przepłaczenie

wszystkiego od początku

 

 

Odporność

 

Czy nie czasami w zageniuszkach

śmiejemy się jakby płacząc

za wszystko płacą tu tyle

co kot napłakał napłaku

przez pomyłkę

w błotach zostają więc

filcogumogeniuszki

zza cholewy wyciągamy

półwiersze półpłacze

płaczne z góry

dzieci biegają w kuloodpornych

kamizelkach po mleko

niemowlęta czołgają się

w odpornych na kule pieluszkach

ludzie chodzą w odpornych na

Boga ciałach

odpornobodzy leżymy

śnięte ryby

przed jazem

właz na wieczność

otwierającym

 

 

 W zageniuszku

 

Ze słowami słowuszkami

w naszym zageniuszku

nikomu spieszno do grobu

grobuszka

strzelamy niechętnie na wojnie

wojnuszce

wyrywamy przydrożne sztachety

sztachetuszki

by zdrowo i cało wrócić

do ziemi ziemiuszki

bo słowo z ust wychodzące

zwykły wychoduszek

niejednemu daje wolność o świcie

śwituszku lub świt o zmierzchu

wolności w zageniuszku

 

 

Zageniuszki

 

Zadomowione we wnętrzach

łażą jak łzy po ulicach

rwą się do słońca

jak starożytne geniusze

próbujące ludzkość wznieść

ponad potoczności

po potopie osuszyć

wszelki popotopek

 

                W zageniuszkach wznosimy toast

                na cześć boskości

 

                               Zageniuszki karnawałem bardziej

                               niż postem mają jednak coś

                               z zaduszek i adwentowej zadumy

                               nad przyjęciem w najlepszej

                               wierze prawdziwego życia

                               w środku nocy raczej w żłobie      

                               niż w kołysce wyżłobione

                               zageniuszki budzą do życia

 

                                               Na wieczności wadze

                                               zageniuszki

                                               języczkiem uwagi

 

 

Równoduszki

 

W zageniuszkach pod ziemią niewypały

do boskiej szkoły trafiają anioły

w zageniuszkach każdy zageniuszem

od dziecka obchodzi zageniuszki

wśród swoich równoduszki wśród duchów

 

 

 Tu się nie umiera

                   Danucie i Bogusławowi Kiercom

 

W zageniuszkach wiadomości o śmierci

mocno przesadzone

tu się nie umiera

choć nikt nie zakrzyczał śmierci

na amen wołając –

- śmierć to przeżytek

W praktyce zejścia bywają

bliskie zeru

nikt nie schodzi naprawdę

na złą drogę

nie złodroży nikomu nikt

w geniuszkach wychodzimy

na swoje pole wolności

nie przesiąknięte posoką

lecz poetycznością

w filcogumogeniuszkach

doczłapujemy przez błotnistość

polską do polskiej wieczności

która nie zginęła i na dobre

nie zawieczniła

w zageniuszkach

 

 

Posucha

 

Nikomu nie obiecano miłości w nadmiarze

nikt z miłości nie połakomi się na życie

każdy je kocha bez wzajemności

nikomu nie przychodzi do głowy

przyznać się do sławy słowa

w słowisławach słowosławi się

słowo przed słowem za słowem i w słowie

 

                W zageniuszkach słowa

                w zasłowinkach łez

                rozmnażanie przyszłych pokoleń

                żyjących w posusze

 

 

Miara

 

Noc bez dobrych wieści

dzień bez wierszy

stracone na zawsze

poezję więc mierzymy w zageniuszkach

jeden zageniuszek przechadza się po wersach

drugi czyta między wierszami

dalej jak u dzieci wszystko jasno

wypisane na twarzy słowa

 

 

Z uczty

(wyciągi z sumień)

 

Pod barakami zwierzęta wyją

samotnościami wybrakowane sumienia

nabierają odwagi

drzwi otwarte naościeżami

uczta dopełniona

W zageniuszkach ucztowanie

z boskim napojem

kto nie ucztuje

oskarża się

o brak pragnienia

na dalsze zageniuszki

 

 

Milczenie

 

Od czasu do czasu

mówię sobie

bądź dzielny

dziel się dzielnością

z wrogami

 

                Od czasu do czasu

                mówię sobie

                nie płacz

                dziel się łzami

 

                           Od czasu do czasu

nic nie mówię

                           wzmacniam milczenie

Boga

 

 

Kratownica

(znak Odry III)

 

Koryta wciąż groźne poldery niepewne

kobiety szalone piwnice zalane znaki

na słońcu cieniach znaki w zageniuszkach

czynią swoje niewiele da się wyżąć

z przesiąkniętych do suchej nitki ubrań

do ślubu młoda para panna

powódź pierwsza czysta dama pan deszcz

przebrany w pepitkę padający w kratkę

zaciągający kratownicę przed odwrotem

u wrót raju

 

 

Metafizyczne zageniuszki

 

Coraz mniej zębów w jamie

łez pod powieką zanosi się

jednak na miłość

od pierwszego wejrzeniuszka

od pierwszego zagrobuszka

nawet tam nie wszystko stracone

ciało co prawda w rozsypce

ale dusza szybuje wciąż

od zageniuszka do rajuszka

żyć się chce panie

ale bez miłości

trudno otworzyć usta

 

 

Odkrycie

                   Helenie i Stanisławowi Pasternakom

 

Nie ma czego ukrywać

wszytko jasne

białe bieli bielinami

czarne czerni czarnością

odkrywamy karty

nie karty kartony

z czasów stanu wojennego

rozwodziła się krew z ciałem

po wystrzałach w kopalni

 

        Odkrywamy węgiel

        odkrywamy popiół

        pijemy w zageniuszkach

        zdrowie wszystkich

        zagonionych do raju

        odkrywamy karty historii

        ze zbytkiem czerwoności

        nie do pogodzenia z estetyczną bielą

 

 

***

W mgnieniu oka przelot przezroczystego ptactwa

przelecą dni noc na progu zatrzepoce

w zageniuszkach galileusze kręcą głowami

wokół własnej osi kupionej na odpuście

rewolucja francuska traktowana

jak wstydliwa choroba

zrównana z bolszewicką wszawicą

wpuszczoną do kraju

czerwony nigdy nie zostanie prezydentem

na pewno nigdy dwa razy

w zageniuszkach politycy

rozprawiają o miłości

zimą chodzą w filcogumogeniuszkach

zaś latem boso bosują po wiejskiej

 

 

Polityczne zageniuszki

 

Zatytułowanie wiersza od dołu

zatytułowanie czegokolwiek

od ciekawej strony

człowiek od dołu zaczyna wiecznić

 

 

Odwrót na radość

 

Radować się każdą chwilą

nie każdy potrafi

radujmy się smutkiem

a pryśnie jak mydlana bańka

radujmy sprawnościami ostatecznymi

zmiatającymi jak potop wszystko po drodze

radujmy się wbrew logice sprzecznościami

wysnutymi z jamy

radujmy się ponad miarę radości

radujmy bezmiarami miłości

miłujmy bez opanowania

panujmy nad miłością

by nie zwyrodniała

i nie stanęła

ością w gardle

 

 

Uzwierzęcenie

 

Kota w okulawieniu

czy oślepłego wyciem psa

przygarnie każdy

bezdomność ludzka nie umywa się

nawet do bezdomności zwierząt

zwierzętom nie obiecano wieczności

ani ziemskiego raju

za cały ogród kolczasty drut

dziura w płocie nieskończoności

bieg za panem zbierającym

wieczniny z kolczastości

 

 

Kolejna wiecznina

 

Nie liczą się sekundy

minuty nawet godziny

w ogólnym rozrachunku

liczą się wieczniny

na wieczninach człowiek

nabiera ducha

do stawiania czoła wszystkiemu

na wieczninach człowiek

uczy się wieczności od początku

na wieczninach cierpliwość

bez cierpienia

wiele rzeczy o których

filozofom się nie śniło

prawo moralne

do boskich połonin wieczności

gdzie wszystko przezroczyste

i jasne nawet łza trzepoce

po twarzy jak pióro

wbite w niebo

dla podtrzymania wiersza

na duchu

 

 

Przepięknina

 

W zageniuszkach chodzimy po błotach

mając sucho w wierszostopach

wyciągamy zza cholewy śmiechu słomę

na chochoły w przyblokowych ogrodach

 

W zageniuszkach każdy je do syta głody

obroku w bród mają w stajniach głodojady

W zageniuszkach wyrastamy ponad

nieprzeciętność wierzbowych gruszek

można pożyć w tych zageniuszkach

wręcz zageniuchach do stajni

dołączając do zaginiuszków

wręcz zaginiuchów bez wieści

nie zarzucając śmierci

zbyt sztywnej postawy

ona zawsze bez zarzutu

nie liczy grudek ziemi

nieobliczalna choć na cienie

przeliczalna liczna przeliczna

omalże prześliczna

przepięknina bezduszna

 

 

Ryby

 

W zageniuszkach czas staje suszką

do osuszania łez czaszą wsłuchaną

w bicie aniołów o anioły

 

                    W zageniuszkach nie warto

                    być dłużej zageniuszkiem

                    przyrasta długów wobec wieczności

                    oddać trzeba wszystko do dna

                    dla duszoczystości

 

                                            W zageniuszkach żyć warto nie umierać

                                            z wielu powodów

                                           

                                            Wszystkim powodzi się we łzach nieźle

                                            jak rybom w wodzie

 

                                            Ryby to dobry znak

                                            na wpływ do wieczności

 

 

Ja – My

 

Trącony zageniuszkiem z pierwszym po Bogu

a ostatnim po potopie wierzę głęboko

w otwarcie nieba po godzinach pracy

gwiazdy zamigocą dopiero co w klatce

oświetlając wszystkie komory i przedsionki

serdeczności nadgwiaździstością

w gwiazdozbiorze słowa wysnutego z ja – my

 

 

Zaduszki

 

Żyjąc bez szczęścia szczęśliwiąc nieumierałkami słowa

niewiele nażył się człowiek choć uszczęśliwił

bezwiednie bez życia w zageniuszkach miłość

na pierwszym planie rozbudowy geniuszowinnic

do wielkiej miłości włącznie w zamiłuszkach

łza nie oderwana od twarzy dowieczni

mimoduszkiem zaduszki na szczęście dla ciała

 

 

Wskazówka

                   Prof. Ryszardowi Chodźce

                   z przyjaźnią i podziękowaniem

                   za „Małą Atlantydę”

 

Jak pisze się wiersz

dzwonienie w przedsionkach

jakby na sumę

ptaki wzbite w niebo

siadają na skrzydłach

świetlistych archanioła

 

            Jak pisze się wiersz

            pisze wbrew przepisom

            nie ma co ukrywać

świat staje otworem

dla w słowinszczyźnie słowin

słowa światem w którym żyją

            zageniuszki w prawdziwych zageniuszkach

            ptaki siadają na wysłużonym mieczu świętego Michała

            pierwszego obrońcy poetów przed przedwczesnym

            przejściem na zaświaty

            Jak wiersz zostanie wydobyty z głębin

            zakładamy maskę by przetrwał w wolności

            zawiecznił się w trwaniu

            zatrwożył z braku miłości

           

            Jak nie pisze się wiersz

            świat idzie po omacku

            w kurzej ślepocie

            nie trafiając do celu

 

            Jak pisze się wiersz

            łzy odnajdują Świętego Graala

 

 

Między wersami

 

Nie obchodzi nikogo co powiedział

aleksander mały prochu nie wymyślił

myśli rozproszy mysimi dziurami

nie obchodzi nikogo co jadł z rana

kogo kochał wieczorem taki nie

podejmie protestacyjnej głodówki

przeciw narodowi nie zejdzie na

dziady tym bardziej na zageniuszki

sądy go oczyszczą z wszelkiego

kłamu barbarzyńcy na ogół poruszają

wszystkie struny i jelita duszy by

wydać się interesującymi przed

pałacowymi damami strzegącymi

barbarzyńców ciepłym oddechem

 

Błazen dostał nobla order ze wstążką

zawiesi na szyi pieniądze rozda bo

błazeńskiej konduity najczęściej

błaznują w pustych kieszeniach

Błazen na scenie błazen w fotelu

rączka rączkę myje nóżka nóżkę

wspiera potrzeba telemikroskopu

do zobaczenia aleksandra mikroskopijnego

między wersami historii

                                                        

                   10.12.1997

 

 

Z grzeszności

                   Jerzemu Bogdanowi Kosowi

 

Wytrzebiono z czystości powietrze

pędzimy więc do trzebnicy po łyk

źródlanej wsparcie świętej po

słowie słowiański posiłek

 

Przemoc wzięła górę

pędzimy na wzgórze pokoju

błagać Boga o politowanie

nad litością

 

Sprawiedliwi zostają potępieni

potępieńcy usprawiedliwieni

łotry choć z nami milczą

przebiegle

 

Wytrzebiono słowo z wieczności

zawieczniło więc w słowinności

nie ma czego ukrywać

wytrzebiono świat

z przejścia na zaświatowości

brońmy się przed wytrzebieniem

ducha

stańmy trzebnicą dla wytrzebianych

wytrzebieńcami z grzeszności

 

 

Z Bożonarodzeniowości

 

Nie udało się utrzymać rodziny

w długowieczności

za mało szczęścia

zdolności zarobkowania

i uskrzydlenia codzienności

 

            Nie udało się utrzymać

            na stałe muzy

            ani skłonić do stałości

            dochodzenie do prawdy celnej

            jak nabity wolnością

            gwiazdozbiór Strzelca

                       

                        Cokolwiek nieudana strona   

                        daje pewność

                        udania się do Boga

                        po miłość Bożonarodzeniową

                        a długie niewracanie z pustyni

                        to dowód pierwszy

                        na w boskości

                        po uszy zadurzenie

 

 

Niewinność

 

Pochwyceni przez ulotny dotyk

nieśmiertelności słowa

liczymy na niesłowność śmierci

chwytamy w lot niewinność opłatków

 

W zageniuszkach co druga osoba

niewinna co druga niewinność

istotna w związku ze zderzeniem

dojrzałych lat z niewinnością

Dzieciątka stajemy królami

przynoszącymi dary darami

utwierdzającymi królestwo

niewinności

 

 

 Papiery

                   córce Bognie

 

W wieku dojrzałym widzimy

ostrzej ostrza jaśniej ciemności

przejrzeliśmy mgiełkę młodości

unoszącą klatkę z wolnością

w wieku dojrzałym dostrzegamy

żyjących na koszt wieczności

 

Niewiele kosztuje zakasanie rękawów

wzięcie się za bary z odwieczną

materialnością próbującą wyrobić

fałszywe papiery dla zaświatowości

 

 

Opłatek I

 

Między opłatkiem słońca

a opłatkowością księżyca

człowiek jak opłatek

w ustach widnokręgu

dopiero na czworo się dzieli

w sumienia pudełku

 

Między opłatkami dnia

grzech stara się być

różowy jak wargi

 

Między opłatkami trzymanymi

w rękach słowa migają

jak zapalone na choince lampki

 

Między opłacalnością życia

a nieopłacalnością bezżyciowości

opłaca się być człowiekiem

czystym jak opłatek

 

 

Opłatek II

 

W świątyni wielkiej jak świat

podczas pasterki z udziałem

aniołów pasterzy i zwierząt

dostaliśmy do ręki opłatki

dzielimy się z żywymi

życząc długowieczności

zaś z tymi o których myśleliśmy

że dawno pomarli dzielimy się

dzielnością wydaną z wieczności

podczas chwytania Pana Boga za pięty

 

Niekiedy podczas opłatkowego dzielenia

krople z powiek przemieszane z opłatkiem

zmiękczają wargi stwardniałe od milczenia

 

 

Opłatek III

 

Sybir to opłatek

podany Polakom

powstanie styczniowe

już opuszcza ojczyznę

trzepoce na wietrze

szubienicami wśród krzyży

krzyżami wśród szubienic

 

Opłatek Sybiraków

i Katyńskich Rodzin

ma zawsze dno drugie

gdzie łzy w lody zakute

udają się na katorgę

 

 

Opłatek IV

 

Nie za często zajmujemy się robieniem wody z mózgu nie za często

wdeptujemy bliźnich w błoto aż powstanie błotobliźni golem w górę

idą ceny w dół cnoty mamy lepszy rząd dusz niewiele lepszy rząd

chleba jesteśmy po powodzi więc po biedodzi po biedzie choinka

w kącie została chochołem z bogatym prezentem złotym rogiem

odnalezionym przez zageniuszkowych weźmy do ręki opłatek

spójrzmy głęboko w blizny bliźnich w kącie znowu rozbłyśnie

wszystkimi łzami choinka nie ma co prawda złotego rogu lecz sercem

złotym uderzamy w dzwon XXI wieku

 

 

Z miłości

 

Nie odnajdziemy siebie

bez miłości zboża

bez miłości ziarna

bez miłości Bożej

żadne wychodzenie ze świata

żadne do niego powracanie

po wstąpieniu do piekieł

oswajanie z samotnością

siadanie w wygodnych fotelach

potrząsanie prawami

poprawianie krętych dróg historii

 

Nie odnajdziemy miłości

bez łzy z oka Boga

cóż byłby to za Bóg

nie płaczący nad Jeruzalem

cóż by to była za Jerozolima

bez ściany płaczu

 

 

Gra o wieczność

                   Prof. Jackowi Łukasiewiczowi

 

Dopóki żywi jeszcze

życie nie odczepia się rzepem

od prochu psiego ogona

 

Dopóki półmartwi

nieprzydatni ani po tej

ani po tamtej stronie

prawdziwe zageniuszki

zapiecki upanabożone

 

Dopóki pukamy do bram

białych opłatków

odnajdujemy boskość

zaczajoną na grzech

odnajdujemy siebie wśród swoich

dwa tysiące lat kości do gry

o wieczność

 

 

Widnokrąg z gwiazdą

 

Na poboczach objawień z Medjugorie

apokalipsa już szerzy paszczę

wokół czystego

 

            Dziel się przetworami

            z własnego raju

            rajem przetworzonym

            na przyjęcie poetów do wydobycia

            poezji z nawozu XX wieku

 

                            Nawet zageniusz to za wiele na mękę

                            tworzenia trwonienia trwania w ubóstwie

                            wręcz w ubóstwiarstwie

                            od Boga przelewającego krew

                            od krwi przetaczającej słowa

                            po widnokręgach z gwiazdą

                            po widnokołach z aureolistością Bożej Matki

 

 

Okienko

 

Po odejściu od życia

choćby na chwilę niewielką

na cień chwili

nacienimy się słów

nasłowimy cieni

 

            Po odejściu od życiowinności

            nie uwzględnia się

            żadnych życzeń

            ani w okienku na ten

            ani na tamten świat

            z wyjątkiem prośby

            o wybielenie sumienia

 

                            Po odejściu od miłości

                            po wymiłowaniu każdej

                            komórki serca

                            nie nadajemy się do niczego

                            oprócz wpatrywania w niebo

                            oprócz nieboskłonności

                            do niepotrzebnych słów

 

 

Radosna Gwiazda

 

Tej nocy uspałem zaledwie

kilka godzin na pewno minut

zgódźmy się sekund

z sekundantami rodzącej się

boskości

tej nocy miłość wysliznęła

się z rąk

nie uganiałem się dłużej

za żywym srebrem żył

 

Tego wieczoru zgódźmy się nocy

w ciemno z każdym słowem

docierającym przez ciemność

 

Zgódźmy się z gwiazdami

co do kolejności promieniowania

na mlecznej drodze

boskiej spoistości

 

Po nocy tej zakwili w żłobie

Bóg jak Niemowlę

wobec aniołów i pasterzy

zuboży boskość

człowieka podniesie

do Radosnej Gwiazdy

 

 

Oszczęścina

 

Spodziewamy się więcej szczęścia w życiu

więcej miłości więc miłość nadchodzi

wszystkimi ścieżkami boskości

z podziwem każdej chwili

wieczność ratuje na raty

spodziewamy się niejednej rzeczy

godnej podziwu

od podziwiania miłości

wkraczanie do klatki

kraczącej po niebie

z pospolitym ptactwem

dobijającym się do raju

po odrobinę szczęścia

po oszczęścinę wydaną w locie

z czystego szaleństwa

 

 

Wysiadywanie gwiazd

 

Nie ułoży się życie jeśli szczęście

nie zaszczęści po myśli

nie wymyśli raju na ziemi

ze skrzydłami nie do pary

trzepoczemy niepewnie

niepewnie zasiadamy

za weselnymi stołami

wierząc w powrót

miłości do źródeł

w powrót źródeł do koryt

koryt do rzek zatruwanych

zatruć do współczesnych piekieł

z dostawą świeżych grzechów

 

Nie ułoży się szczęście po myśli

bez zwrócenia powiek ku niebu

bez zwrócenia boskiego ludzkiemu

i na odwrót szczęście bezzwłocznie

ułoży się w środku i nie wyfrunie

jak z gniazda ptak wysiadujący gwiazdy

 

 

Dokładka

 

W życiu poetyckim nie poezja się liczy od podatku wieczności

w poetyczności śmierci najdelikatniej za dużo sztywności choć nie

brakuje perspektywy lotu ptaka żeby nie powiedzieć Gołębicy

żeby nie być patetycznym powiem krótko kocham życie i jako fan

świętego Michała Archanioła na łopacie miecza poproszę o dokładkę

 

 

Wielkanocność

                    Agnieszce idącej – pod wiatr – ze święconym

 

 

Nikt nie przewidzi samotnych

krańców ziemi

Nikt nie zapłacze

wszyscy roześmieją się

pod ścianą boskich powitań

żywych i nie żywiących życia

do niczego

 

Nikt nie zapomniał słowa

rzuconego na wiatr

wiatru zrywającego

czapki z głów

białe baranki wypadają z zastawek

na kruczy bruk pod wodę święconą

z boskich powiek

 

Nikt nie przewidzi

pustego grobu

w pustym świecie

Nawet apostołom będzie łyso

na drodze do Emaus

gdzie wiatr wielkanocnością

swojsko powiewa

 

                   Wielkanoc 1998

 

 

Bożoiskiernia

 

W życiu szczęścideł szczęścidłami

nie strącisz nie pozwól wyrwać

choćby skrawka duszy

w życiu żyj między życiami

w pobożach pobożyczą

po bożemu anioły

 

W życiu wiele szczęścideł

szczęścidłami zaszczęści

jeśli poddasz się niebu

poczujesz sapiący oddech

psów gończych wypuszczonych

z ogniw iskier bożych

w bożoiskierni łzy nie skutkują

palone na panewkach

w bożoiskierni liczą się słowa

od końca jak kończyny

oderwne od ziemi

podczas ucieczki gwiazd

z wieczności do wieczni

wieczniczącej wiecznicami

 

 

Pejzaż z geniuszem

Pejzaż I

 

Geniuszem zostanie każdy

czarny koń pędzący

we wszechświaty po anioły

czystej krwi

najlepiej wychodzi ta mać

szaleńcom karej maści

nieszaleni nie są bez szans

na szali wagi przegiętej

w stronę wieczności

geniusz czy wariat równo

przyjęci nieliczni z niczym

ani ze słowem ani z milczeniem

geniusz dzień cały przesadzi

jak kogut płot w ciągu trzech

dni w zawieszeniu między słowem

a [i?] słowikiem przesiedzi w śpiewie

wyśpiewywując hymny podniebne

na cześć bogów [.........]

białko ze skorupy wylewnej

geniusz wykurykowywuje duszę

do boskiego kurnika

geniuszyce wysiadują na ogół jaja

gdaczą gdzie popadnie nowemu

pokoleniu żyć w błotnistości

pokalać się w błocie

nieugięte wobec przeciwności losu

przynoszącego nowonarodzone

narządy geniusza

geniuszyce oganiają się od pomysłów

jak od much muchomory sromotnikowe

zanurzają w mleku matki

i wytruwają cały ród

geniuszyce jak kury domowe

drepczą z miejscu po główce

od szpilki geniusza

przenikającego jak atomowy grzyb

do elektronicznej mikroskopowni

pojemnika na śmieci

dwudziestego wieku

 

 

Pejzaż II

 

W pejzażu z geniuszem spotykamy

wyrzuconych na zbity pysk poetów

ryją w kocich łbach snów

aż wysłowi się bruk

wybruczy słowo na krzyż

do stałych zamieszkań

 

 

Zawieczniny

                   Edwardowi Koroblowskiemu

 

 Być dobrze zapowiadającym się staruszkiem

z psem przy nodze z finansami pod psem

z komornikiem depczącym po piętach

z chwytaniem za pięty Pana Boga

z wcześniejszym czy późniejszym

wyrzutem z mieszkania

mimo to z ukochaniem życia

nieoddaniem go za nic

Być dobrze zapowiadającym się słowem

na wieczność wiecznością na znienacka

podeszły wiek od strony zawiecznin

 

 

Nierówności

 

Prowadzę nierówną walkę z losem

nie chodzi o ciągłe przegrywanie

kiedyś grałem na ostatnich strunach żył

zrywam się od czasu do czasu

przyjmując postawę zwycięzcy

nie ustępuję dopóki Bóg na niebie

trwam w nierównej modlitwie losu

prowadzącego niezrównoważoną walkę z nicością

w nierówności wręcz toczy się nierówna walka

człowieka z człowiekiem obok boskiej miłości

niezrównane niebo równać z miłością

nierówna miłość pod bokiem życia

nierówna miłość na wybojach losu

toczy się i toczy aż wytoczy z oczu kule

do gry w cedno i licho wie co

co wie licho wie locha losu

ryjąca pod ziemią płytkie przeznaczenia

dalej walka z losem bardziej wyrównana

z jednej strony nieugięta struna

z drugiej smyczek tnący po wieczności

z urojeniami powiek z powiecznością wytrwania

obok miłości w nierównej walce z losem

o odciśnięcie na skórze i pod nią

podskórnej miłości

 

 

Zegarzyce

                   X wiekowi

 

Zegary przepełnione czasem

biją się w piersi

szarpią sumienie

nadświadomością skrzydeł

wiatraków robiących w konia

donkiszotów wyruszających

na podbój zaświatów

 

Zegarzyce nie mają tylu problemów

rodzą co chwile nowe budziki

gotowe postawić pod pręgierzem osi

wszystkie tryby warunkowe wieczności

wszystkie trąby jerychońskie

wdzierające się w mury wręcz w murzyce

chwilące muzykę

marzące o murach bez granic

o murach z kobiet do nieba

stojących murem podmurem

wręcz podmurówką kobierzycy mchówki

 

Zegarzyce nabierają ciała

przed rozwiązaniem zagadki raju

budzą się pod własnym drzewem

wręcz odrzewieniem osiecznym osicznym

osiowatym osłowatym w ucieczce z pustyni

stają się ni w pięć ni w dziewięć

muzami zegarów bezradnych i bezzębnych

nakręcaczy boskiej woli wolności

w każdym calu anielicznej spirali

prężącej się na widok skrzydeł u wrót raju

kukułcze jajo elektroniki wyskakuje

z łożyska mlecznej drogi

ze zduszonym bezdusznym wręcz niemym

aaa – ku – ku

 

 

Zataniec

                   Na cześć przełomu wieków

 

Tańczę z kobietą nieskończenie zamgloną

czy taniec coś znaczy poza tanecznością

czy tańczy zwinność kocia w trzaskający

mróz czy koci się w tańcu łasica odporna

na ból istnienia czy tańczę na jawie czy

tańczę we śnie zatańczę jak skazaniec na

taniec jak taniec w kółko tanio i na raty

raz na tym raz na tamtym świecie byle

było wesoło w bylinach motylom byle

motyliła się modlitwa o miłość byle

z miłości dało się wyżyć od rana do nocy

byle w pyle nie kończył się taniec

jak wszystko na tym najlepszym ze światów

anioł na boku zwinął się w kłębek

nicią Ariadny szalone związał stopy

by nie zadeptały wieczności na amen

lecz zamieniły podrygi świętego Wita

we śnie w witalność duchową na jawie

najawiając snów na zapas naśniwiając

tańców na wyprzódki rajów

 

 

Milenizm błyskawiczny

 

Za rajem wabią wieczności za wiecznością raje świecimy oczyma

przed Bogiem śpiewając o nietykalnej wolności mierząc szczęście we

łzach toczonych do pałacu na wodzie do stolicy siedzącej na krwi

gorejącym krzewie cała jasność w kroplach przezroczystych bogach

miłości lecących ćmami do światła opasającego ekologiczne krzyżyki

trzeciego tysiąclecia na progu barbarzyńskie stopy nie liczące się z

niczym poza zdobywaniem życia dla życia życia dla śmierci śmierci

dla życia w absurdalnym okrzyku – niech żyje śmierć – śmierci się

jakoś żyje w przebieraniu miarki życiu się jakoś śmierci w docieraniu

do dna poza jasnością słowa wolność krwi zawiecznia świat na

błyskawiczne zamki Boga rozpuszczalny milenizm w martwych

sumień morzach

 

 

Kolęda Bezdomnych

(wersja II)

 

Trzymamy straż nocną nad stadami słów

trzymamy straż nocną nad rzeczami

od głębi ziemi do niewinności opłatka

gwiazdy łamiącej się od bezdomnych ust

do niemych bezdomności trzymamy straż

nocną nad miłością macierzanki odrzucającej

manowce polnych dróg do polowania

na anioły milczenia w bezdomnej grocie

boskiego trzymamy straż nocną dzień

i noc gotowi na wszystko trzymamy

wszystko w ręku niewiele tego zostało

sznur odrzucony radośnie sznur dzwonny serca

odciski pogardy na ciele ciepło uścisków

niedokonanych w pełni pełnią księżyca

zwarzone mleczne drogi dla spragnionych ust

miejsce siedzące w przestronnym baraku

wielkiego wozu gdzie przez całą dobę

straż nocną pełnią bezdomni w bezdomnych

aniołach w przytułkach słowa miecze

stępione chleby rozrośnięte jak aniołowie

podczas bożego krwi poczęcia

 

 

Kurtyna

 

Przegranym na jawie przebudzonym we śnie

dano prawo do gry bez zwłoki przy zamkniętej

kurtynie myśli czarne znikają dzwony rozszarpują

przestrzeń jak czarną zasłonę drapieżniki w pogoni

pogoń staje dęba psy w misę księżyca wszczekują gwiazdy

kobiety w dalszym ciągu lepkie łatwo przylepne do żeber w raju

w ciemności sumienie sufleruje na odwrót samogłoską zahacza

o mleczną drogę same głosy szukają sensu od strony ciemności

przy idącej w górę świata kurtynie widownia milczy

milczenie uwidacznia słowa błądzące między kulisami

 

 

Wieczór poetycki, promujący tom poety Zageniuszki
Redakcja tomu i prowadzenie spotkania: prof. Dorota Heck, Uniwersytet Wrocławski

KLiM, 20 listopada 2012, fot. kk

 

Fotoreportaż z uroczystości

 

 

INDEKS    |    BIOGRAFIA    |    POEZJA    |    TEKSTY    |    FOTO    |    NAGRODY    |    KONTAKT    |    LINKI


Copyright © Henryk Wolniak-Zbożydarzyc, 2005-2013