| |
Zaurocznia lądecka, 2005
Z przedsionków
powiodła muza lądecka gałązką zwiatrowiejną buki zdrojowe lawendy z łąk przygranicznych pookręcała zwicieniami magnolie wokół talii na rozkwitnie wieczności na zawiecznienie Lądka w amarantowych przedsionkach
przy zielonej pielgrzymce traw na Wzgórze Trzech Krzyży gałązka bukowa zaszeleszczą boskość mchem kory runem jagód zamiga do arboretum na zadziw przy zielonej trawinie seledynują uczucia sumienia biorą się w garść pocałunki dreszczują po żebrach po mostkach łączących Białą ze zdrojem i miastem mając lwa w herbie lwi się z pustyni dusz przymosteczkami warg lądkuje czar poranny Lądka świtem miłości we wszystkich porach słów dźwięczy muzyka lądeckiego lata przeżytego w zielonym pokoju przy boskiej granicy przy graniach skalnego miasta organami małego i dużego wodospadu nieludzkich uniesień na tratwie traw przybijającej ziemię do nieba odbitego w Białej
Lutyniczność
Lutnia Lutyni gra na wszystkim szemrząc przypokrzywami strumycznie przyświstem świstaków wśród dziurawców jaśminów lawendy przywołuje niczym Afrodyta Kallipygos szerokołonne piękno Święty Jan Nepomucen wmuzycznia się kościelnymi myszami chrupiącymi miechy kalikujące do nieba krzyk o odnowę organów ― Ojcze z nieba a nasz Panie wysłuchaj przywróconych do życia piszczałek fletów prostych lutni lutyńskiej Pana oklasków wniebowstępnych do galerii tkackiej w raju gdzie tłoczy się dywan z kwiatów dla artystów grających na ostatnich strunach żył marsza weselnego dla ślubujących sztuce wierność od pierwszego wejrzenia w kościółek JanoNepomuceński rozbrzmiewem kantaty Bacha na cześć hojności Stwórcy obdarzającego gwiazdami wśród nut nutami wśród gwiazd zarannych powiecznego wzruszenia lunatykami lutynicznymi wrzosów pukających w niebieskie okienko
Gwiazda Prowincji
Prowincja jest wieczna wieczność w podjawach najawia podwiązki prowincji bosostope dziewczyny tutaj w tutajach odrzucają tojady poza doczesność Prowincja jest wolna terenową muzą zjawinką w termicznym urzekliwie milczących przy białej beczułce rzeczułki czyste prześcieradełko pstrążystych zamarzeń Prowincja jest wielka z błota w boskich palcach chrobrzystym źródełkiem obmywa stopy wieszcza przy wirującym słońcu w karuzeli skowronków
Skalniak
poskalnymi omszałościami odprawiona suma kamieni unosi w niebo dusze drzew na rozstajne z lasem sarny ― muzy mchów i runa upiękniają doliny rzeczułki czulą się do traw pokrzywnym przybrzeżem rozwozem po Lądku stokrotki słońca
Wiecznobogi
1. Rozwieczniczki
łączko zielonozłącz z dobrymi duchami marzenia ludzi otocz splot stóp czarną górą nie tracąc złotych stoków pierwsze wejrzenie napaw radością rozbiel stokrotką rozjaśnij wieczninami rozkwit zakochanności uśpionej pary rozwieczniczkami rozkoszy
2. Obogi
nie wiemy nic o niczym gdzie nic nicość nicuje mieniem mieni się dusza myśliwem tęczy pogubieni we wszystkim wierzymy w miłość rozpyloną anielnie anielnem ciągle w poszuku nie znajdując siebie sięgamy dniejami do dniei na dnienie słowa na słowienie dna na wyjście z siebie
stanięcie obogiem obok boga ocienieniem przyśniwym Lądka
Wyśniwy
przy źródełku siarczanym Chrobrego niedoczekana muza niedoszumiona jodła zwodnicza kora woje z myśli taranują duszę wyśniwem o zakochaniu w źródlinach wieczności rwących czyśćce przed wstąpieniem do wyśniwów raju
Niwa lądecka
zasłoneczni perseidami perskie oko podniebia przeciągnie żebra do swoistych rajów pieskie życie w nieznanych czyśćcach wieczni zachwast duszy grzechotnikami grzechów zwykłymi znajdami Mojżeszów puszczonych w koszyku po nitce Nilu do źródełka niwy lądeckiej
Nawieczniny
wpławiony do wnętrza wrzątek słońca w pustym czajniku prowincji zazimnoogni pogonią wszechświata muza nie otworzy ust przygnębiona zgubnymi dla przedsionków kluczami brakiem pragnienia duszy duszeniem słów w lądku w skaleczonym lustrze zacofane zmarszczki mężczyzna załaszony do stóp muzycznych liczy zbiegi okoliczności w okolicach Lutyni lutowanie duszy pięknem ucieczki w góry gdzie Bogu łzami nie chodzi o oczarowanie oczu lecz o widoki na wieczność
Wiosnolotość
biały anioł śniegu pod stopami wiersza rozpuszcza metaforę metafizyki miłości w pierwszych wejrzeniach w Aleję Marzeń w białych skrzydłach śnieżyc Lądek niczym anioł przypomina Czarnej Górze o opadach raju kosmos boskich tras rozkwita pąkami rozśpiewu skowronków na wlot wiosny do zdroju
Czaśnik
wrą dusze wrądusznie herbatka w parze para przy herbatce parzy wnieboskłonnie na przytul wieczny skowrończych pieśniwów Lądka splot nóg złącz rąk deszczem nieboracznym nieba wywijem wyrwijem wietrznym zieleni strawą łąk łączem słów podręczny czaśnik całowania wieczności przyśniwem skowrończym
Przylądek Gwiazd
lato lato przylotnie przy Lądku przy białej rzeczułce dziewiczątko nasłuchuje skowronków z wielkim wyśpiewem maleńkich gardziołków gwiazda słońca pełną boską nutą wzmacnia wszystko anielskim promieniem rozświetla mroczności duszy duszności mroków niesie echo muzykę od zdrojowej muszli do bębenków wsłuchanych w marsz weselny babiego lata czy w plusk wielorybi kredowych oceanów niosących do Europy paski i gwiazdy Sousy złożone niczym pisklęta w gnieździe Białej Lądeckiej zwanej na mlecznej drodze Przylądkiem Gwiazd co znaczy jasny poranek po gwieździstej nocy z księżycem w pełni niczym pełną nutą w błękitnym bluesie
Prowincjaliki pocałunków
po drodze do stadniny skrzydlistości końskiej jagodnik nibynimf leśnych ożywia opieszałych do prowincji anielskiej stróżów przy świście cietrzewi strącających szyszki na zakochanych w zieloności mchów w mszalności zieleni prowincjaliki pocałunków na mostku świętego Jana Nepomucena biorą się z wieczności prowincji
Zjagodnienie
wybudź ze szczęśnika szczęśnicznie szczęście rozraduj świat pośmiechami słońca słonecznikującego w wieczninach wiecznością idąc pod rękę z wiatrakami wierszy pozdrawiaj proporczykiem duszy boskie uniesienie nadzmarzlinami zmartwień z muzyczną aortą drzew zajagodzinkuj paprocią wachlowanie lasu łasząc stopy wiersza zwinną soczystością szczęścia w rozwidleniu Lądka w rozlądczeniu jagód w zaczulnych ustach boskiego runa woń
Przyrzecze wieczności
kaczki w Białej Lądeckiej białolądeczkują strzepując skrzydłami kropelki gwiazd wypatrzone pstrągi przy tamie przytomnie wzmocnią osłabionego niefartem ducha krystalicznie zwodna przyrzeczniczka szemrzyczka złotych gór słońca zaklina pełnią miłości obmywając twarze w termalnym wodotrysku niczym wodosadzie przyrzecznym wieczności
Prowincja zdziwów
spojrzenie w boskie oko nie otwiera nie zamyka łez na przelatujące przez wieczność klucze wykut(n)e w powietrzu w wyjątkowym stanie prowincji wszystko pasuje do tojadów leczących duszę ze zgiełku świata migocącego w przedsionkach w sieniach cieni słowa się zdziwią milczeniem piękna pięknieniem milczenia
Z boskiego urzeczenia
rany odranione o poranku żeber łzy niczym wilczyce na zwiadach z obrazu malarza tnącego w szale własne płótna lwy dwuogonem odganiają samotność ruczajnego przyśpiewu przyniwami piór urzeczenie boskie alejami marzeń przezroczystym nurtem rwącym czyśćce gwiazd na lniane pobocza na zgrzebne msze mchów z barankami chmur odprawiane na Górze Trzech Krzyży niewidzialne nitki babiego lata prowadzą do raju
Złotostoczne
do słonecznego drzewa lecą z niebios święte owoce boskie słowa w promiennych otoczach cieni z jaskini świata z przylądka dalekiego kraju Lądek dobrych ludzi po odejściu wielkiego przyjaciela ludzkości ludzkość staje bardziej ludzka lontem świętości rozświetli piękno cudu cudowne piękno zorzy złotoustej pozłoci drzewa na złotych stokach z kopalni boskich kruszców wydobędzie złotostoczne szczęście na przejściach ze Złotego Stoku do Czarnej Góry lawendowy Lądek z kopalni nieba kieruje kilofem wbijając w ziemię skamieniałe łzy przy słonecznym drzewie dźwięczy szczęście złotoszczęściem pielgrzymuje góra trzykrzyska do wniebowzięcia słowa w barki boskie
Prowincjonalne raje
zdrój słów słowizdrojek pospolity zawiecznia wieczninami urok wieczności czującej prowincję przy pokrzepliwości ciał naparami dziurawca przywiększony świat do niewidocznej skrzynki nieskończoności w każdej grudzie lądu Lądka znajdy złotostoczne czarnogórne tojady wyciągi do boskości lutnia Lutyni grając na ostatnich strunach żył przy pasażach babiego lata wysyła z podlądeckiej stajni skrzydlistości weselny marsz do raju
Z prowincjalików
prowincjaliki więcej niż gwiazdy wiszące w powietrzu na boskich rzęsach wciskane błyszczem w amarantowe przedsionki prowincjaliki prowincji ławeczki łzawinki z przysiadem wspomnień na jasnowidzącym wieczność rynku przetarg marzeń z podstopowym nefrytem z prowincjusza przegubów radosny sad z karmnikiem dziwoptasznym prowincjalików rozsypanego ziarna na mozaice z lwim pazurem wydrapującym duszę z bruku
Z wiecznin
sprawdzi potrawy przysmaki boskie jagodność zaczajona w pokrzywach wolności przystrojone w ozieleń niewiasty zdają życie ustroniczości nieskończoność zawieczni wieczninami rosząc pejzaże przy Lądku przycudzi zaurocznia wynosem lutyńskiej lutni w góry wskalni w ciszę nieboskłon wnieboskłoni w skalniak jagodnik rwących owoców
Zwiośnień
zaurocznia sadzeniem dziewczyn weśnieniami w zieleń zjawną miłości przeboża pocałunkowe zbieżne z boskimi stopami wzielenieniem wieczności wewiośnieniem cieni w pokorę słońca od wschodu do zachodu przeznaczenie pięknem samym w sobie w piekle piękna pięknopiekli się zwiośnień na zwiośnienie ciał muśnięciem zauroczni
Obtuliny
zaurocznia wielkanocna barankiem zakochanych obtula zranione serca dodaje wartości rzeczom błahym obłasza wielkości wypuszcza słowotrzepoty z klatki otwartej na wieczność z wieczności drzemiącej na klatce
Śnienioleśnie
świeci zaurocznia świerkosercoświtem gwiazdami śnień leśnych przyczepionych do jagód święć kochaniem czas śnienioleśny poświęć młodość wplecioną mleczami tańców w mleczną drogę pośnij śniewnie w parze z miłością od pierwszego wejrzenia w wieczność zauroczni się Lądek przylądkiem boskiego zauroczenia
Beztrzymanka
w wazonie widnokręgu bukiet łez pełen słowików rozśpiewa niebo rozniebi śpiew w zielonych naczyniach zauroczni sumień tusz czyściniec wieczności w gnieździe warg świergocą pocałunki gotowe trzymać się miłości miłować bez trzymanki
Powity
w dżungli duszy duszodżungli anieliczność polowania na anioły muza kołysze lianami Lądka uwalniając z niewoli wita w krainie powitu miłość przelotną nocy do czystego świtu doczyści pierwsze wejrzenie zieloniczu w zielonooczną wiosenność na cztery pory roku zaurocznią powity świtu kosmicznym słowem słowiczym kosmosem
Zbawiniec
okno na wielkanocny świat przemyte łzami przemycone do słońc napawa otuchą cienie widać dosadnie krew sączącą z krzyża wielki zbawiniec zorze polarne słów migocą w zielonicznych oczach poeci wypraszani za drzwi salonów błagają o miłość u panabożnych stóp poezja ciał wzmacnia dusze poezja dusz wysyła w niebo motyle z warg pędzące w raju zawrotny żywot
Prawieże
noce przesyp solą pereł perłosolą dróg mlecznych miłość nie zasypiaj przy wiecznej lampce duszy przyśniwem w tęsknozach wyślij w niebo szalone pocałunki dni przetocz prawieżami świtów do schronu czyśćca na poranne zorza amarantu herbaty podanej na szczęście z saszetką słońca
Przyciszność
pięknopalca z aulosem duszy wmuzycznij w ciszę szczęście wszczęść w muzykę przyciszność zaoszczędź życia na czarną godzinę jagodnością losu pomyśl o lądku wśródturkusami trap praskiego mostu Karola z żebrakiem bez głowy z czasz(k)ą skrytą w kolanach z prośbą o wsparcie z wyciągniętymi ramionami do wieczności wszyscy żebrzemy u Pana Boga o poród w bólach wiecznego szczęścia szczęśliwej wieczności zalanymi mostami płaczu wkraczamy do boskiej zauroczni pod urokiem aniołów nie mamy życiu nic do dodania przeklnij węża kuszącego morfiną długimi palcami zasięgaj nieba wstąp do pięknopiekielności na zwiady aortalną gruszą miłości oberżyną talentu zagraj na ostatnich strunach żył pasję z wiecznin przeciekającą opuszkami smukłopalca zgarnij wieczność w kłębek owiń onocą raju boskie stopy w tęsknozach ziemi trzej królowie pogotowie ratunkowe w czerwieni studziennej policja w weronezie prokurator w kruczej szarzyźnie nie wiadomo nic o gwieździe młodości zgasła z bólu za prawdziwym życiem winni wszyscy przyciszna cisza nie oskarża nikogo o nicość wybrańcy bogów biorą się z anielskiej łapanki
Pozłotołany
po złotołańskiej śnieżościeżni dziewczyny niczym łanie wbiegają na górę czarodziejską kto tutaj w tutajach krok po kroku wstępuje zostawia za drzwiami wszelką ponurość w złotym łanie śniegu sarny jedzą z ręki las przebrany za młodą pannę przyrzeka wierność zimorodkom kto nie ociepli się w zauroczni spojrzeń żlebie wieczności nie będzie wolnym w przywieczni na wzgórzu złotołannym złotołany niczym hrabstwa kłodzkie ekscelencjują karpie na stół wigilijny z opłatkiem zbliżającym do rodzącego się w ludziach Boga bądźmy boscy na co dzień dano raj na tacy byśmy tacy na zawsze wszędzie nieśli boską radość ludzkości podchodzącej do lasu po złote łany śnień i słowień w śnieżnicznej podścielni
Zajaskinienie
pochwalna niech będzie Prowincja bijąca w boskim źródle monetę słońca rozcieniem na rozmienienie ludzi mlecznymi drogami na wjaskinienie w jądro piękna wiecznej na wynos Prowincji do miejsc zasiedlonych przypadkiem nie ma wyjścia z przypiękniny Prowincja jest wieczna wieczność jest Prowincją
Wrocław 2005
Wersję elektroniczną tomu przygotował: Przemysław Kuzborski
| |
INDEKS
|
BIOGRAFIA
|
POEZJA
|
TEKSTY
|
FOTO
|
NAGRODY
|
JUBILEUSZ
|
KONTAKT
|
LINKI
|