Psy poezji

 

zwabiony wieszczem
czworonogiem poezji
zwytym z gończymi psami
z zaprzegu wielkiego wozu
zerkam na sybir i alaskę
wgryzam się w słowo
boskie żebro
do wytoczenia kobiety
wywabienia smutku
wszystkimi porami

wabię się wieszczem
psem poezji
godzinkami węszę
zniezwyklone słowa
dopadam na zakręcie
miłości kobietę
szukającą cygańskich
taborów włóczących
nieboskłony
po godnym niebie
po jagodnej ziemi


Wierszowir

 

starość na wadze piórkiem
strzałą z tarczą młodości
sterczy pod wiecznością
wypuszczając w niebo fajerwerki
za zakołatanie
wierszowirem wichrów
wichrowirem wieków
skręca świt w trąbę powietrzną
słów bliźniąt
pustynia dusz pije rany
błądzące między polami krwi
nie cofajmy starości
do sterczenia pod niebem
na czek wieczności
wystarczy być
bogiem poezji
mieć słowo na zawołanie
pojawą przebiegłe
w znikliwinie zagwiezdne
z pierścieniami palców
wypisklęci się łabędź
bijący skrzydłami
po stawach słów


 

Boska Talia

 

Talia podziemna układa się znośnie

znosi traumy i trumny niczym powojnica

powojny Talia dopasowana do wieku zgrywa

w jaskini primabalerinę goniącą w piętkę

za podeszłowiekiem Talia liźnie spojrzliwie

w źrenice nieubiegliwa do serc przyłożem

nieco podbenefisjalna na oficjalnym rzucaniu

na stół kart i kości Talia wręcz talizna

z depilatorem pod włos z kulawką dla kurażu

w kuchni przegania kury domowe na pole nie pędzi

na dwór niczym dama dworu istnieje w wyśmiechu

w szmieszniwie naniwnym ni z gruszki ni

z pietruszki śle selery napotencjalne dla poetów

klepiących biedę na klepiskach pełnych pisku

za posiadanie wolności w schowinkach na wieczninki

grozi kara uszczerbku na wielkości w każdym calu

kobietom nie chodzi o nic poza miłością przepustki

nagiej prawdy wystrojone w przepaskę uchodzą

za muzę dającą po pysku wężem do historii z taczkami

wywożącymi za bramę ponuraków nie mających

z uśmiechem nic do czynienia poza czynami społecznymi

wykopującymi z ziemi niczym ziemniaki boskie

poczucie humoru poratuje zawsze duch niczym

wcięty w talii model wypatrujący poetów po żebrach

przychudych rój os osorój pospolity leśnoduszny

użądliwiec ból za cenę ducha koronnego świadka

boskości w każde do rozradowania cząstce słowa

słowi słowikiem żyje żyjem nieumieralnikiem

gotowy wzmocnić wieczność wieczninami

wyciągniętymi z boskiej Talii

 

 

Odpłynienie(c)
wersja 2

 

koszmarze władzy

mielizno rozbieżna

we wszystkie strony

odpłyń z machiną pogardy

na bezludną wyspę

 

przy obłędnym

pajacowaniu pałaców

marzenie ludu

o anulowaniu

wszawy politycznej

 

Bóg w żłobie

rodzi się

w pustkowiu

na próżno

 

po-rządliwym

miecz obelżywny

wyrafinowana

strużka intryg

fałszywieniec na wszystkim

czego się dotkną

z usypialną wszywką

 

lisy na żywo

ćwiczą w kurniku

taniec z trupami

 

wstyd żyć w takim kraju

gdzie wszystko na opak

kłamstwo nie boli

ból przechodzi

na póżniejszą emeryturę

 

w szóstym roku

klaunady rządzących

innodrogi naród

ustawi rogatki

-non possumus-

z trzema mędrcami

powróci do ojczyzny

gdzie wiatr odmorski

z wiecznin

sztormuje pustynie słów

 

Herodzie

nie masz charyzmy

na gwiazdę

z machiną pogardy

odpłyń na bezludź

nie łódź nikogo

powrotami hańby

 

Kołobrzeg, 27 grudnia 2012

 

 

Prawda w podwojach

wersja 2

 

 żywa jedynie wieść

 na Boga

 mocno przesadzona

 migotaniem mgieł

 łamliwością żeber

 na krzyż

 na pietę

 piętnem aniołów

 rosa rzęs zaręcza

 wieczność z pamięcią

 

 rozerwani na strzępy

 posiedli wieczne

 prawo do prawdy

 podwójny paragraf

 żywych i umarłych

 

 oprawcy

 nie czujcie się pewnie

 grzejąc kończyny

 w przedsionkach piekieł

 

 wehikuł czasu

 nie pomoże

 wylewnym umyciem rąk

 kubłem wody

 na otrzeźwienie wraku

 

 spadanie

 z trzydziestu trzech

 metronów matroszek

 w metrach

 strzałów w potylicę

 w grzęślinie bagiennej

 ruskiej fauny

 wypada wstrząsająco

 grozą połamanych kończyn

 wstrząśnieniem mózgu

 utratą przytomności

 na dłużej

 

 zapięte pasy

 chronią anielicznie

 niczym alarm

 krzyczący pull up

 

 srebro mgły

 srebrnikami rzuconymi

 na haceldamę

 zabrzozoboży

 hic et nunc aeternitatis

 

 piekło Katynia

 nie na potwory powrotu

 demony stracone

 bezpowrotnie

 brzozy łagodnie przytulne

 nie połamią skrzydeł

 nie wyrwą piór

 wsłuchane

 w podzwonne wiecznin

 zawzrokliwieją

 poza horyzontem

 w paszczy wybuchów

 ślepnie Temida

 

 rozerwanie na strzępy

 na Boga

 zachwileniem

 zmniejszyzną okamgniejącą

 na pojaw Jezusa

 na wskrzesz

 zbiorowego Łazarza

 przy liście

 dziewięćdziesięciu sześciu

 z czeluści smoleńskiej

 tysiące z kaźni katyńskiej

 skrępowane ręce

 kolczastym drutem

 otwór po kuli

 w potylicy

 nie stanowią przeszkody

 dla cudu

 

 świętej pamięci

 prezydencie Lechu

 mimo wybuchów pogardy

 przemówiłeś do narodu

 na wieczność

 

 słowa z martwych ust

 ostateczny dowód

 zbrodni na nieludzkiej ziemi

 

 

 

INDEKS    |    BIOGRAFIA    |    WIERSZE    |    FOTO    |    TEKSTY   |     KONTAKT   |     LINKI


Copyright © Henryk Wolniak-Zbożydarzyc, 2005-2013