Wiersze 2014

 

Poeta czyta swoje wiersze na wieczorze poetyckim
26 marca 2014, Wrocław, Klub Muzyki i Literatury

Żyjeniec

 

żyje na żyjach

przymarniną

istnieniem

marnowanym

przesadnie

sad cienisty

słońce niedocierne

jednosłowi

marność samą

w sobie

 

na nieżyciu

nieoparty

do końca

nie uwiarygodni

ani jednego

półsłowa

półpióry

nie zasłuży

na anielnię

do zapisu

wszystkiego

na piasku

 

wystarczy palec Boży

by ludzie uwierzyli

w Opatrzność stali

przybocznymi Boga

policzkowali grzechy

przysłowiczniami

kiedy milczenie

rutynieje szczękliwi

zaciśniętymi zębami

ucudownienie marzeń

z marności

 

2 lutego 2014

 

 

Wiersze różne, 2012-2013

 

ZAURODZIWIENIE[C]

 

Na przybliż Jubileuszu 75-lecia do człowieka Wolnego/Wolniaka/
w kraju, na świecie i w zaświatach

zadziadowiło
przydziadowi
Bożodziatwą
pokarmem
w jamie
czasiecznikiem
zmianoczasem
nieubytkiem
pororoczni
przezwanej
przyziemnie
porami roku

 

zadziad
przyłapie
popędka
pędzącego
w zaświaty
zakosmosi w słowie
poetopopędliwcem
biorąc z rozpędu
co mu da los
raz los da mu w pysk
z całego rozpędu
raz sam rozpędek
przybierze pozę z losu

 

dziadygowanie
wychodzi bokiem
niczym żółć i woda
z przebodzonego boku

 

dziadyga nieskłonny
na niepomyślność losu
nie lansuje kul
w przesilonych kosmosach
zapatrzony w charyzmę
długowiecznieje
od rana do nocy
zbudzony
w urodzinowieńcu

 

dziadygowiec pospolity
w narzepnym wieńcu
na czole
z umową śmieciową
z butonierki
staje żółcieniem
rozdmuchanym
przez wieczność
zawiecznioną
wśród słowiczynek
słowieczką
z apelem do siwobrodych
o przysiew wiosny
z odezwą do wolnych
bez obowiązku
dostaw ducha
do współczesnych piekieł
owitana wolność
zamiłości
w złamanym skrzydle
zwiąże sumienia
w supeł pamięci
na rozerwany lot
do ziemi krwią
przesiąkniętej

 

17 października 2013 o godz. 15.18


29 stycznia 2014 - Jubileuszowy wieczór poetycki
Katolickie Stowarzyszenie Civitas Christiana, Wrocław, ul. Kuźnicza 11-13

Poeta i Pegaz idą przez życie razem

 

ROZJAŚNIENIE

Pamięci Branki Babic

nie widziałem jej na oczy
pływające w bliżniaczej
łodzi łez wśród
bałkańskiej rzezi
śledzi poezję
przecina zasieki
omija wilcze doły
pola brzemienne minami
po wkroczeniu barbarzyńców
atakujących z ziemi
morza dotkniętego
na mór powietrza

apokalipsę ogląda we śnie
odchodzi do wspaniałego
ogrodu pełnego uśmiechów
między skrzydłami
kosmicznej jasności
zmartwychwstanie

6 października 2013

 

 

 

Odpłynienie(c)

wersja 2

koszmarze władzy

mielizno rozbieżna

we wszystkie strony

odpłyń z machiną pogardy

na bezludną wyspę

 

przy obłędnym

pajacowaniu pałaców

marzenie ludu

o anulowaniu

wszawy politycznej

 

Bóg w żłobie

rodzi się

w pustkowiu

na próżno

 

po-rządliwym

miecz obelżywny

wyrafinowana

strużka intryg

fałszywieniec na wszystkim

czego się dotkną

z usypialną wszywką

 

lisy na żywo

ćwiczą w kurniku

taniec z trupami

 

wstyd żyć w takim kraju

gdzie wszystko na opak

kłamstwo nie boli

ból przechodzi

na póżniejszą emeryturę

 

w szóstym roku

klaunady rządzących

innodrogi naród

ustawi rogatki

- non possumus -

z trzema mędrcami

powróci do ojczyzny

gdzie wiatr odmorski

z wiecznin

sztormuje pustynie słów

 

Herodzie

nie masz charyzmy

na gwiazdę

z machiną pogardy

odpłyń na bezludź

nie łudź nikogo

powrotami hańby

Kołobrzeg, 27 grudnia 2012

 

 

 

Prawda w podwojach

wersja 2

 żywa jedynie wieść

 na Boga

 mocno przesadzona

 migotaniem mgieł

 łamliwością żeber

 na krzyż

 na pietę

 piętnem aniołów

 rosa rzęs zaręcza

 wieczność z pamięcią

 

 rozerwani na strzępy

 posiedli wieczne

 prawo do prawdy

 podwójny paragraf

 żywych i umarłych

 

 oprawcy

 nie czujcie się pewnie

 grzejąc kończyny

 w przedsionkach piekieł

 

 wehikuł czasu

 nie pomoże

 wylewnym umyciem rąk

 kubłem wody

 na otrzeźwienie wraku

 

 spadanie

 z trzydziestu trzech

 metronów matroszek

 w metrach

 strzałów w potylicę

 w grzęślinie bagiennej

 ruskiej fauny

 wypada wstrząsająco

 grozą połamanych kończyn

 wstrząśnieniem mózgu

 utratą przytomności

 na dłużej

 

 zapięte pasy

 chronią anielicznie

 niczym alarm

 krzyczący pull up

 

 srebro mgły

 srebrnikami rzuconymi

 na haceldamę

 zabrzozoboży

 hic et nunc aeternitatis

 

 piekło Katynia

 nie na potwory powrotu

 demony stracone

 bezpowrotnie

 brzozy łagodnie przytulne

 nie połamią skrzydeł

 nie wyrwą piór

 wsłuchane

 w podzwonne wiecznin

 zawzrokliwieją

 poza horyzontem

 w paszczy wybuchów

 ślepnie Temida

 

 rozerwanie na strzępy

 na Boga

 zachwileniem

 zmniejszyzną okamgniejącą

 na pojaw Jezusa

 na wskrzesz

 zbiorowego Łazarza

 przy liście

 dziewięćdziesięciu sześciu

 z czeluści smoleńskiej

 tysiące z kaźni katyńskiej

 skrępowane ręce

 kolczastym drutem

 otwór po kuli

 w potylicy

 nie stanowią przeszkody

 dla cudu

 

 świętej pamięci

 prezydencie Lechu

 mimo wybuchów pogardy

 przemówiłeś do narodu

 na wieczność

 

 słowa z martwych ust

 ostateczny dowód

 zbrodni na nieludzkiej ziemi

 

 

 

Wszechczas

Pani Profesor Dorocie Heck, dziękując za młodzieńczą pasję
w odkrywaniu współczesnej poezji

pąki cisz
ścichapęczą
różociszami śniw
śniciwą wypuszczoną
z tęczy
podczas otwierania bram
dla zainteresowanych
wieczninami z wiecznin


z pąkami podanymi
najciszej
rękozapisy jagód
przyplątliwe
do boskich palców

boska poezja zbliżniczywem

zakochanych w słowiniwie
wierszowirem
na zsyłce piór
całunem chmurzywinnym

zboże pocałunku
wyjęte z dusz wpina
w żebrzyżywo

pole okryte polowaniem
z naganką
na jagodny tęczotrój zaczajony
w zauroczni na nieprzestrzegliwych
boskości w mikrosnach
kule zakulisowych zjaw
dusze chromliwych ciał
niczym wota
piskliwego niebiesina
lecą chmurzywem
w opłotki panaboże
nie zważając na raje
rają się w słowa

 

 

 

Daromiły

Jagódce trzymającej rękę na pulsie poezji

znienacka
siedemdziesiąteczki
szalone papiery
długowieczniny

numer z kółkiem
nie przeszedł
przepełznął bytem
siedmiomilowości
siedmiu cudów świata
boski zmarszcz
na czole czuwa

margines życia
do miksowania miłości
eliksirem istnienia
kończy słowinność

strona trzy razy w1
nie stroni
od wieczystości wierszy
wiecznowyjami przywolności
marzenice marzeń
do pomiarkowania
Jagodności
 

1 w = wolność, wieczność, wielkość

Miłuje

 

wymyśliwieniec życia
wywiecznieniec wieczninami
wywiecznin wolności
zwolnionych od dostaw ducha
do współczesnej piekielności

śmieszośmierciociernicości
przyznają jaskini platońskiej
status zmartwionego poety

nie martwmy się o miłuje
przyciszem z bezdroży
przybieżynami przybielą

w miłujach niczym
w pokrzywinach
krzywe wyprostne
proste wykrzewinne

nie martwmy się o nic
potęgą podniesioną do potęgi
stają miłuje
na każdym rozdrożu

 

 

 

 

 

Śniołki

 

Ruinami nie przeczołgają się
łasice łagodności lecz skorpiony
pewne siły przebicia na tamten świat

W norach ruin zagnieżdżone marzenia
klonują miłość od pierwszych wejrzeń

We włoskim bucie muza spaceruje
po wiecznym mieście nosząc się
z zamiarem oddania wszystkiego
co w duszy gra orfikom wyciągającym
eurydyczność z piekieł

Po wiecznym moście czas
na wieczną miłość z zapacierzami
do aniołów śniących niczym susły
podczas godzin pracy prawdziwie
śniołeczne śniołki wyśniwywują
z czystego światła słowoczyste nici
do wyjścia z uśnień

 

 

 

Zajaskinienie

 

Pochwalna niech
będzie Prowincja
bijąca w boskim źródle
monetę słońca rozcieniem
na rozmienienie ludzi
mlecznymi drogami
na wjaskinienie
w jądro piękna
wiecznej na wynos
Prowincji
do miejsc zasiedlonych
przypadkiem
nie ma wyjścia
z przepiękniny
Prowincja jest wieczna
Wieczność jest Prowincją

 

 

 

* * *

 

starość na wadze piórkiem
strzałą z tarczą młodości
sterczy pod wiecznością
wypuszczając w niebo fajerwerki
za zakołatanie
wierszowirem wichrów
wichrowirem wieków
skręca świt w trąbę powietrzną
słów bliźniąt
pustynia dusz pije rany
błądzące między polami krwi
nie cofajmy starości
do sterczenia pod niebem
na czek wieczności
wystarczy być

bogiem poezji
mieć słowo na zawołanie
pojawą przebiegłe
w znikliwinie zagwiezdne
z pierścieniami palców
wypisklęci się łabędź
bijący skrzydłami
po stawach słów

 

 

 

Psy poezji

 

zwabiony wieszczem
czworonogiem poezji
zwytym z gończymi psami
z zaprzegu wielkiego wozu
zerkam na sybir i alaskę
wgryzam się w słowo
boskie żebro
do wytoczenia kobiety
wywabienia smutku
wszystkimi porami

wabię się wieszczem
psem poezji
godzinkami węszę
zniezwyklone słowa
dopadam na zakręcie
miłości kobietę
szukającą cygańskich
taborów włóczących
nieboskłony
po godnym niebie
po jagodnej ziemi

 

 

 

Wierszowir

 

starość na wadze piórkiem
strzałą z tarczą młodości
sterczy pod wiecznością
wypuszczając w niebo fajerwerki
za zakołatanie
wierszowirem wichrów
wichrowirem wieków
skręca świt w trąbę powietrzną
słów bliźniąt
pustynia dusz pije rany
błądzące między polami krwi
nie cofajmy starości
do sterczenia pod niebem
na czek wieczności
wystarczy być
bogiem poezji
mieć słowo na zawołanie
pojawą przebiegłe
w znikliwinie zagwiezdne
z pierścieniami palców
wypisklęci się łabędź
bijący skrzydłami
po stawach słów

 

 

 

Boska Talia

 

Talia podziemna układa się znośnie

znosi traumy i trumny niczym powojnica

powojny Talia dopasowana do wieku zgrywa

w jaskini primabalerinę goniącą w piętkę

za podeszłowiekiem Talia liźnie spojrzliwie

w źrenice nieubiegliwa do serc przyłożem

nieco podbenefisjalna na oficjalnym rzucaniu

na stół kart i kości Talia wręcz talizna

z depilatorem pod włos z kulawką dla kurażu

w kuchni przegania kury domowe na pole nie pędzi

na dwór niczym dama dworu istnieje w wyśmiechu

w szmieszniwie naniwnym ni z gruszki ni

z pietruszki śle selery napotencjalne dla poetów

klepiących biedę na klepiskach pełnych pisku

za posiadanie wolności w schowinkach na wieczninki

grozi kara uszczerbku na wielkości w każdym calu

kobietom nie chodzi o nic poza miłością przepustki

nagiej prawdy wystrojone w przepaskę uchodzą

za muzę dającą po pysku wężem do historii z taczkami

wywożącymi za bramę ponuraków nie mających

z uśmiechem nic do czynienia poza czynami społecznymi

wykopującymi z ziemi niczym ziemniaki boskie

poczucie humoru poratuje zawsze duch niczym

wcięty w talii model wypatrujący poetów po żebrach

przychudych rój os osorój pospolity leśnoduszny

użądliwiec ból za cenę ducha koronnego świadka

boskości w każde do rozradowania cząstce słowa

słowi słowikiem żyje żyjem nieumieralnikiem

gotowy wzmocnić wieczność wieczninami

wyciągniętymi z boskiej Talii

 

 

 

Z narodzin sztuki

Sebie oraz Jurkowi Kozierasowi

Naczynia odpadające od stołu
prowadzą zaświatowy żywot
raz w podziemnych zarazach
raz w zdrowazach
stają estetyczną opozycją
w prześwitach miśnieńskiej porcelany
widać jak na płaczkach róży pełza
z dżdżownicami i mrówkami rewolucja
Odepchniętym od nowoproroczni
prócz samotnictwa przyśniw boskiego
dławienia w gardle wszelkiej
nieprzychylności losu
Odepchnięty od wigilijnego pojadła
siada na duszy niczym na bagnecie
w czerwonym bagnie
Nie urońcie ani jednej łzy
nad zdradą z popchloną duszą i ciałem
Nie litujcie się nad małymi
donosicielkami nasienia na zapłód
do współczesnych piekieł
Każdy plemnik upomni się o stracone
na pniu życie zygota zapragnie raju
życie odśmierci w obręczach widnokręgi
niczym stłuczone rozenthale wyciągnięte
z krwistej gleby na stół dla zaproszonych
na wigilię boskich obrazów z aniołami w tle
z odepchniętymi od toksyn gospody
uczestnikami boskiego narodzenia sztuki
niczym Niemowlęcia w wydrążonej skale

Wratislavia, Sylwester 2008

 

 

 

Przyścieżny anielnik z powojami

Dla Agi

ścieżki kamienne pokutnymi krzyżami
i pukające w niebo
dróżki z gubionymi skrzydłami aniołów
pędzących na ratunek ludzi
ścieżki z dziewiczych bzów
białych urn z prochem na głowy
drogi z manowców prowadzących na Asyż
ścieżynki z Sorrento z pięknem na zapuk
do boskich ogrodów
rozwidlinki ścieżne rzucające palmy
pod stopy Jezusa
na wzięcie wieczności biblijnymi wersami
w wąwozach węży syczących za rajem
łany łez obmywające ścierniska
z krwawymi stopami
purpura przyścieżna z bzów
okrywająca śniących na kamiennych
poduszkach o przebudzeniu
boskimi barwami
w powojach wieczności

24.02.2006

 

 

 

Poznałem przed chwilą Anioła

 

Wiatr wierszy
w palcach Pana Boga szeleści
Aniołom bez słów każe
wesprzeć poetę we wszelkiej biedzie
Skowronkom o stopy zawadzić pieśnią

Poznałem przed chwilą Michała Anioła
wykuwał w kamieniu wiersze Mojżesza
prowadzącego do Ziemi Obiecanej
przez pustynię słów
nie obiecując niczego
oprócz wolności

Poznałem przed chwilą Michała Anioła
wykuwał wieczność z zastygłej rosy
przenikającej splot słoneczny
Wykuwał łzy z rosy wieczności
Słowo opadające na piersi Bożej Matki

Poznałem przed chwilą Anioła
dociekającego prawdy
O Bożej iskrze dajemy słowo
– Nic więcej –
zarumienieni od stóp do głów
Zarumienione słowa jak słońca
wchodzą w tunel wieczności
przez Anioła wydrążony
niezawodnym słowem

Poznałem Artystę na otwartej przestrzeni
w kwietniu najmniej okrutnym
– wtedy Jezus wychyla się z piekieł
i wiecznością okrywa Ziemię
Pozdrowiłem Artystę gestem i słowem.
Skinął z oddali na znak łączenia
wiewu słów z wiewem wieczności

Poznałem przed chwilą
Szarego Anioła
siedział na kamieniu
z piórem w ręku
gotowym do wykrycia Słowa.
na wszystkim co godne Życia

Poznałem przed chwilą Życie
– wiatr-wierszy –
w podniebnym locie
Szelest
w palcach Boskich

 

 

 

Zaciągi

 

nie ciągnie mnie
do małej moskwy
ani do dużej
zaciągnąłem dług
czterysta lat temu
u polskiej husarii
próbującej uskrzydlić
przyczółek moskitów
ciągnie mnie do
rzezi praskiej
na honorowe oddanie krwi
do dołów na śmierć
zapomnianych
docieram przybieżynem
spóźniony zatrzymywacz
w locie z Madonną
Katyńską zbrodniczych kul
idę brzęcząc kołymnymi
kajdanami na Anioł
Syberyjski
zatamujcie pochody powstańców
nie liczących się z życiem
zagrzebcie wołania wieszczów
jeśli zapomnimy o nich
zmartwychwstaną z Bogiem
nie ciągnie mnie
do czastuszek
ani podmoskiewskich wieczorów
ani do Ren-raju
na wspomnienie bomb
spieszących do trzech razy
sztuka na zrównanie trzeciej
rzeszy z ziemią
Chłopiec biegnie z Aniołem na pewno
ze skrzydłami u ramion
dobiegnie do celu boskiej poezji
poetyckiej boskości

 

 

 

 

INDEKS    |    BIOGRAFIA    |    POEZJA    |    FOTO    |    TEKSTY   |     KONTAKT   |     LINKI


Copyright © Henryk Wolniak-Zbożydarzyc, 2005-2013