Dorota Heck1

Retoryka zerwanej konkatenacji

Recenzja tomiku Miłuje, 2011

 

Według Małego słownika języka polskiego (red. Elżbieta Sobol, Warszawa 1997) „miłować” – to czasownik przestarzały, dziś używany w języku poetyckim lub w gwarach. Tytułowe w najnowszej książce Henryka Wolniaka2 słowo: „Miłuje” to czasownik w trzeciej osobie liczby pojedynczej. Brak podmiotu. Kto miłuje? Najprawdopodobniej ten, czyjego imienia nie należy wypowiadać nadaremno ani brać do czczych rzeczy. Bóg. W tle tomiku, lepszego od dwóch poprzednich, przewija się religijna konsolacja. Nawet wobec bezprecedensowej tragedii, jaką była dla polis utrata ścisłej elity pod Smoleńskiem, mamy wierzyć, że Bóg jest silniejszy od zła. Niegdysiejsi ateusze lubili dokuczać katechetom pytaniem: Czy wszechmocny Bóg potrafi stworzyć tak ciężki kamień, którego nie potrafiłby podnieść? Dolnośląski poeta zdaje się niejako na takie pytanie odpowiadać, gdy pisze o wyrywaniu kamiennego serca „z czeluści smoleńskiej” (s. 7). Motyw kamienia we współczesnej poezji polskiej ma znakomitą egzemplifikację, dość przypomnieć poezję Zbigniewa Herberta, Wisławy Szymborskiej czy Stanisława Grochowiaka. Tym trudniej było z powodzeniem ukazać w nowym kontekście ów pełen złożonej symboliki motyw. Połączenie go w jedną – imaginacyjną – bryłę z jeszcze trudniejszym motywem serca jest niezwykle udane. Ekspresywna fraza pozwala sobie wyobrazić głaz, samoistny pomnik wydobyty z głębi ziemi, na której od stuleci rozgrywały się tragiczne wydarzenia. Skumulowały się w nich: okrucieństwo kamiennych serc, skamienienie świadków ze zgrozy, uświęcenie cierpiących ofiar.

Poeta, jak pamiętam jeszcze z końca lat siedemdziesiątych, chętnie powołuje się na Goethego. Czy Faust mógł żądać więcej? – pytał wówczas, mówiąc o drugiej młodości. Tak, Faust mógł żądać więcej: wiecznej młodości, wolności, nadziei dla wszystkich. Dzisiaj podczas wieczorów autorskich poeta powołuje się raczej na estetykę Goethego i pluralizm Leibniza, powracając tym samym do swoich studiów filozoficznych, które ukończył w 1963 r. Współczesny czytelnik w Wyborze pism estetycznych Goethego znajduje zapowiedzi problematyki polisensoryczności i referencyjności w sztuce czy też literaturze, czyli kwestii podejmowanych przez nowatorów w myśli przełomu XX i XXI w.

Teraz ładnie wydana książka, ozdobiona przede wszystkim kolorowymi, zagadkowymi, egzotycznymi pejzażami – fotogramami, których autorstwa możemy się, niestety, jedynie domyślać, została uzupełniona barwnym portretem poety. Jest to szczególne nawiązanie do toposu poeta laureatus, gdyż Henryk Wolniak-Zbożydarzyc ma na głowie laurowy wieniec. Twórca portretu, Zbigniew Kresowaty, niczym Stanisław Ignacy Witkiewicz w swoich pastelach, w tle umieścił atrybut, charakteryzujący osobowość portretowanego. Płomienna postać może kojarzyć się z biblijną Ewą („ewicującą w zaświaty”, jak dziesiątki lat temu pisał Wolniak) lub ze znaną z Fausta Wieczną Kobiecością. Wizerunek poety opalizuje więc znaczeniami i aluzjami, podobnie jak jego teksty. Intertekstualność tej liryki wyraża się zarówno przez kryptocytaty literackie, jak i przez motywy paralelne do motywów zapamiętanych przez czytelników Adama Mickiewicza (lawa oraz snuć miłość – w parafrazie: snuj miłości), Bolesława Leśmiana (głaz), Juliana Tuwima (słowopiewnie jak gdyby strawestowane w postaci: słowowijne), Czesława Miłosza (porcelana) lub eseisty Józefa Czapskiego (nieludzka ziemia). Oczywiście, choćby już tylko ze względu na nasycenie polszczyzny idiomami o biblijnej proweniencji, nie brak odniesień do Pisma Świętego. Autoreminiscencją okazuje się „prosiproch” z wiersza datowanego w Wielki Piątek, gdyż tytuł drugiej książki poetyckiej omawianego autora właśnie brzmiał: Proch. „Marność nad marnościami i wszystko marność”, „Prochem jesteś i w proch się obrócisz” – te judeochrześcijańskie formuły pokory człowieka, istoty nikłej wobec potęgi przedwiecznego Boga, powracają podczas lektury suplikacyjnej, a zarazem głównej części tomu Miłuje. Cykl Miłuj stanowi liryczną ilustrację wewnętrznego imperatywu przyjęcia postawy modlitewnej, by przezwyciężyć ograniczenia czasu, przestrzeni, historii oraz śmiertelnego ciała. Zarazem ujawnia się we wspomnianym cyklu drugi, skrywany, sens tytułu całego tomu, bo „miłuje” – gdy się przeczyta ów cykl – to nie tylko czasownik w trzeciej osobie liczby pojedynczej, lecz może i neologizm-rzeczownik w mianowniku liczby mnogiej (ten miłuj, te miłuje).

 

Miłuje

wymyśliwieniec życia
wywiecznieniec wieczninami
wywiecznin wolności
zwolnionych od dostaw ducha
do współczesnej piekielności

śmieszośmierciociernicości
przyznają jaskini platońskiej
status zmartwionego poety

nie martwmy się o miłuje
przyciszem z bezdroży
przybieżynami przybielą

w miłujach niczym
w pokrzywinach
krzywe wyprostne
proste wykrzewinne

nie martwmy się o nic
potęgą podniesioną do potęgi
stają miłuje
na każdym rozdrożu

 

Dwie pozostałe części książki – to Mgielnia i Wieczność na bis. Niosą one optymistyczne przesłanie o wyższości porządku religijnego nad doczesną tragedią. Wiara pozwala empatycznie uczestniczyć w losie ofiar składanych na ołtarzu dziejów (tu przychodzą na myśl fraza Juliusza Słowackiego o kamieniach rzucanych przez Boga na szaniec czy późniejsza formuła Stanisława Pigonia o diamentach), by zarazem jak opatrunkiem opatrzyć ich pamięć swoją czcią, modlitwą i nadzieją na Boże miłosierdzie. Triada: wiara – nadzieja – miłość zmierza w takim kontekście do zrekompensowania przez hołd ofiarom tragicznych doświadczeń i zaznanych upokorzeń. Jak trafnie rzecz ujął kiedyś Andrzej Kijowski, „Wiedza społeczna to miłość społeczna”. Dlatego fakty, które powszechnie przykuwały uwagę w rzeczywistości empirycznej ostatnich kilku lat, zdają się legitymizować więź między cierpieniem człowieka i – niewypowiedzianym, choć implicite zawartym z tytule tomu – zdaniem: Bóg miłuje stworzony przez siebie świat. Każdy człowiek, choć znajduje się niekiedy w sytuacji ekstremalnej, przez dobrowolnie przyjętą wspólnotę z wiernymi, odnajduje się w umiłowanym przez Boga świecie aż do końca, do ofiary z poniżającej i męczeńskiej śmierci. Taki sens wolno wyinterpretować z tryptyku: Mgielnia Miłomgnień – Wieczność na bis, który składa się na kompozycję całości nowej książki.

W porównaniu z wcześniejszymi tomikami: Zaurocznią lądecką (Oficyna Wydawnicza Atut 2005) i Anieliadą (Akwedukt 2006) mamy do czynienia z jaśniejszą, bardziej komunikatywną, przystępniejszą dykcją poetycką. Pod tym względem jest to powrót do wczesnej twórczości, w której jeszcze nie było takiego spiętrzenia neologizmów, jak w tomikach środkowej fazy ewolucji tej twórczości: Czasoczary (Ossolineum 1974), Żywiec (Ossolineum 1977) czy Sezonowa obniżka wycia (Ossolineum 1979). Zarazem, w porównaniu z poezją religijną tego autora publikowaną u progu lat dziewięćdziesiątych, najnowsze utwory wydają się ciekawsze artystycznie. Mimo że pewne pojedyncze sformułowania mogłyby budzić opór krytyki literackiej, zamysł tomu sprawia wrażenie klarownego, ma wyraźniejsze niż bywało w dorobku poety uzasadnienie.

Na tle poezji Henryka Wolniaka z lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych tom Miłuje okazuje się o wiele mniej awangardowy. Zamiast kaskady neologizmów czytelnik spotyka jasne (co nie znaczy: zbyt łatwe!) zdania. Zoil powiedziałby: skandowanie haseł. A przecież w skandowaniu musiałby wystąpić niewyrafinowany rytm. Tu natomiast rytm się nie narzuca. Przeciwnie, wygrywa tu wizja przeciw równaniu kroku. Nie rytm, lecz dysharmonia zwraca uwagę, nie słuch, lecz wzrok, a raczej wyobraźnia uruchamia się pod wpływem neoromantycznych reminiscencji w omawianej książce poetyckiej.

Autoironia lub zabarwione goryczą poczucie humoru wskazują na rozsądny dystans poety w stosunku do kreacji literackiej, konwencji, własnego wizerunku. Przez podwójnie (bo po pierwsze, hipotetycznie – autora, po drugie zaś z pełną asercją – interpretatora) autoironiczny filtr, ze świadomością, że mimo celebrowania wzniosłych uczuć zawsze można sobie szkicować na marginesie „błazeńską twarz”, czyli groteskowy autoportret, czytam: „popieramy niebo / za boską demokrację / zrównanie wyniosłych / z wynioślejszymi / śmierci mimo wszystko / nie polubimy / za konserwatywny / styl bycia / sztywny stosunek / do istnienia” (Miłuje, s. 8). Ironia, groteska, humor, komizm dotąd nie były tak samoistne, jak w ostatniej książce, lecz występowały przedtem – np. w tomiku Głodobogi (Ośrodek Kultury i Sztuki, Wrocław 1996, s. 7) w passusach nasyconych frazeologizmami, pełnych transformacji i zaskakujących zestawień stałych związków frazeologicznych: „Bogiem a prawdą / Bogiem chwytanym za pięty / a bykiem chwytanym za rogi”. W twórczości Wolniaka dominuje zazwyczaj inwencja słowna, morfologiczna, lecz także w warstwie fonetycznej (np. „hulahakiemhucz”) znajdujemy przejawy zadziwiającej pomysłowości. Ponadto, urozmaicone konstrukcje składniowe przyjmują postać nie tylko łańcuszników (konkatenacja bywa nawet ostentacyjnie zrywana) lub paralelizmów, ale i kunsztownych antymetaboli, np. w zdaniu z programowego samookreślenia poety, kończącego tom autobiograficznego manifestu Zaciągi: „Chłopiec biegnie z Aniołem na pewno / ze skrzydłami u ramion / dobiegnie do celu boskiej poezji / poetyckiej boskości” (Miłuje, s. 58).

Słownik biobibliograficzny Współcześni polscy pisarze i badacze literatury (t. 9, Warszawa 2004) informuje, że przyszły poeta został jako roczne dziecko przymusowo wywieziony z okolic Wielunia do Hesji, a jako dorosła osoba czynnie występował opozycyjnych inicjatywach kulturalnych początku lat osiemdziesiątych. Hesja i „przywit [sic] jankeskich czołgów” pojawi się później jako motyw autobiograficznego utworu Życierze (kontaminacja: życiorys + pacierze) z tomiku Anieliada. Autor poznał przykre uwarunkowania działalności twórczej na terenie powojennej Polski, w końcu zdecydował się więc publikować poza cenzurą, co groziło represjami. Pomimo przejawów buntowniczej, nonkonformistycznej postawy, co zazwyczaj nie sprzyjało spektakularnej karierze, mógł czerpać satysfakcję z tego, że szesnastu uznanych recenzentów wypowiadało się o jego książkach w prasie społeczno-kulturalnej regionu i kraju. Także podróże, których ślady spotyka się w wierszach (np. motywie Kahlenbergu, gdzie jest okazja, by się identyfikować z rycerstwem Rzeczypospolitej) i fotografiach towarzyszących ich publikacji, pozwalały wrocławianinowi spod Wielunia nabierać dystansu do „prowincjalików”, czyli wersalików prowincji, wielkości prowincjonalnych czy też prowincjonalnej małości. Niedostatki przestrzeni (geograficznej i społeczno-politycznej) przezwycięża czas, bo prowincja jest wieczna (por. Zaurocznia lądecka, s. 20). Wieczna, zatem trwała, wielka, nieumniejszająca prowincjuszy. W świetle takiego rozumowania prowincjonalizm się relatywizuje, zatem osłabia. Przynależność do prowincji nie wyklucza już wielkości. A wolność, wielkość, wieczność – to 3W Henryka Wolniaka, laureata Nagrody im. Tadeusza Peipera, o którego słynnych 3M – mieście, masie, maszynie traktuje historia literatury polskiej. Wbrew pozorom, stwarzanym przez awangardowe środki artystycznego wyrazu Wolniaka, odwróciwszy literę M o 180 stopni, nie tyle nawiązuje on do Peipera, co z nim polemizuje. Człowiek w twórczości Wolniaka jest bowiem silną indywidualnością o metafizycznych aspiracjach, podczas gdy jednostka w programie Peipera odrzuca metafizykę, wtapiając się w miejski tłum epoki industrialnej. Antynomia indywidualizmu i kolektywizmu leży u podstaw buntu przeciw poprzednikowi, „lęku przed wpływem” (w sensie, jaki temu pojęciu nadał Harold Bloom, odchylenia dzieła ucznia od dzieła mistrza – clinamen oraz dopełnienia bądź antytezy – tessera). Konkatenacje, łańcuchy skojarzeń i wyliczeń w miarę ewolucji doboru chwytów retorycznych poezji Wolniaka wypierane są przez buntownicze antymetabole. To dobry omen. Wykorzenienie hierarchii wartości, zaburzenie ładu czasu i przestrzeni wyraźnie już ustępują miejsca zakorzenieniu w porządku transcendentnym.

Dorota Heck

 1 dr hab. prof. UWr Dorota Heck

2 Henryk Wolniak-Zbożydarzyc, Miłuje
Wydawnictwo Miniatura, Kraków 2011, ss. 62.

 

INDEKS    |    BIOGRAFIA    |    POEZJA    |    TEKSTY    |    FOTO    |    NAGRODY    |    KONTAKT    |    LINKI


Copyright © Henryk Wolniak-Zbożydarzyc, 2005-2013